Wstawałam o świcie.
Świty są tam mokre i gęste, nawet, kiedy zanosi się na ciepły letni dzień. Ranek nadciąga powoli i nikt nie wie, jaka będzie pogoda przez resztę dnia.
W wielkiej łazience z oknem, które wychodziło na sąsiedni blok (mieszkały tam Niemki, które pracowały na czas wakacji w konserwacji), światło bolesne, trudne do zniesienia, wielkie, zachwycające.
Zaczynałam pracę o siódmej, idąc przez pusty obóz. Nie było nikogo, czasem sprzątaczka. Słyszałam tylko mokry, przyjemny żwir. Jak coś smacznego. Bardzo to lubiłam. Słuchałam żwiru wygłodniała.
Na progu muzeum spotykałam czasem izraelską armię, która była najpiękniejszym widokiem w moim życiu. Kobiety z bronią, w cudownych mundurach. Ich oczy, kręcone włosy. Jakby ktoś zrobił mi żart i za jednym zamachem pokazał mi biblijne i najbardziej współczesne kobiety świata.
Absolutne podsumowanie.
Szłam z trudem. Z wrażenia czułam, jakbym unosiła się nad nimi wszystkimi. A czasem przysiadałam, bo krew nie pozwalała mi iść dalej.
Słabłam i patrzyłam.
Bezczelnie, namiętnie jak dziecko.
Musiałam obejrzeć każdą z nich. Wszystkie detale urody, stroju, włosów, gumek na rękach, bo niektóre chciały potem, podczas upału w Birkenau, związać włosy.
Siedziałam tam nieprzytomna i nie mogłam się ruszyć, iść do pracy przy konserwacji rzeczy ich pradziadków.
Uniesiona, nieprzytomna, zupełnie obezwładniona jak pod wpływem narkotyku, pośrodku ptaków – nie ludzi.
Potem pracowałam przez kilka godzin z jedną przerwą śniadaniową przy wielkim stole, ze wszystkimi. Słuchając opowieści ludzi, którzy do pracy przyjeżdżali ze wszystkich wiosek, dawnych podobozów (ich domy to były dawne obory, baraki, gospodarstwa rolnicze i stacje eksperymentalne).
Zaprzyjaźniłam się z Niemką, opętaną dybukami jak ja, i parą małżeńską, której może niepotrzebnie zdradziłam, co w czasie funkcjonowania obozu znajdował się w ich obecnym domu (eksperymenty na niemowlętach). Paliliśmy co weekend ognisko wysokie do nieba i piliśmy naprawdę sporo mocnego alkoholu.
O piętnastej kończyliśmy pracę i każdy z nas wracał do siebie.
To znaczy ci ludzie do swoich rodzin. A ja samotnie szłam przez pełen wycieczek obóz. Znowu po mokrym żwirze, a może tylko mokro brzmiącym, obok bloku nr 24, w którym dziś znajduje się archiwum, a w czasie wojny burdel obozowy.
Kilka ogrodzeń z drutu, krematorium nr I, bramka żelazna i byłam w swoim bloku.
Dom był zaciemniony i chłodny.
Okna wychodziły na krematorium, brzozowy lasek i miejsce dla orkiestry.
Z okna sypialni widziałam willę Hoessa i jego ogród.
Bez względu na to, czy pracowałam w konserwacji, czy w archiwum, po pracy, ponieważ było mi potwornie zimno, natychmiast kładłam się w rzeczach do łóżka i zasypiałam na godzinę.
Tajał ze mnie śnieg.
Którym pokrywały mnie rzeczy i historie z archiwum.
Nieustannie głodna, bo czytałam o głodzie, gotowałam rozgrzewające zupy (wszystko na marne, na próżno).
Nie mogłam się najeść.
I nie mogłam się rozgrzać.
Marzłam w lipcu, sierpniu i we wrześniu.
W blokach z betonu jest przeraźliwie zimno.
Potem budziłam się nagle, w wielkim strachu i niezwłocznie wychodziłam z domu.
Na zewnątrz ruch pod krematorium.
Wycieczki z całego świata.
Ludzie mówiący wszystkimi językami.
Patrzący na mnie jak na zjawę: wychodzę od strony zamkniętych drzwi.
Czasem biegł przede mną kot.
Nasz, blokowy.
To jeszcze bardziej niepokojący widok.
Szłam znowu przez obóz.
Na przystanek autobusowy.
Od jakiegoś czasu dyrekcja zrobiła przystanek i kupiła kilka autobusów, które nieustannie co dziesięć minut, jak w mieście, kursowały między dwoma obozami.
Kiedy ich nie było, szłam pieszo.
Do Birkenau jest ponad trzy kilometry.
Idzie się powoli, droga jest nużąca, nudna.
Biegnie obok drogi szybkiego ruchu.
To nieprzyjemne.
Teraz był autobus, znowu pełen turystów.
Patrzyłam na nich zachłannie. Żywi ludzie.
Ze wszystkich stron świata.
Jakie piękne kobiety.
Kolory ich skóry.
To baśń żywych ludzi.
Ten autobus przypominał autobus na lotnisku.
Tam też ludzie są nieco spięci.
Zajęci czymś pośrednim i pośrednio będący. Ani tu, ani tam.
Do Birkenau jeździłam jak do domu.
Ten obóz przyciągał mnie również w nocy.
Czasem jeździłam tam, żeby zobaczyć, jak śpi.
I jaki jest ciemny.
Pogrążony w lesie.
Konserwatorzy dali mi w końcu rower.
Żebym była niezależna.
Autobusy kursowały tylko do osiemnastej, może dziewiętnastej.
Za krótko.
Bo potem, po zmierzchu, w obozie pojawiały się zwierzęta.
A ja chciałam z nimi być.
Więc wracam do obozu macierzystego Auschwitz, sama.
W nocy.
Od czasu, kiedy miałam rower, mogłam jeździć wokół Birkenau, i dalej, do podobozów.
Rower zostawiałam w Bramie Śmierci.
Albo wjeżdżałam do obozu i jechałam przez obóz.
Ale to rzadziej, z uwagi na ludzi.
Nawet, kiedy jechałam drogą do krematorium, obok Meksyku, nawet tam, dla niektórych to było za dużo.
Jak na to miejsce.
W obozie spędzałam kilka godzin do nocy.
Obchodząc ten teren.
Najpierw sama, czasem spotykając turystów.
Potem ze strażnikami, często ich zagadując.
Rozpoznawali mnie.
Kiwali z daleka, machali.
Potem ze zwierzętami.
Szłam do miejsca odpoczynku, pośród starych dębów i buków.
Były tam ławki. I tam mówiłam do siebie na głos.
Niewiele.
Zdanie.
Czasem wyraz.
Drzewa to słyszały.
Tu pojawiła się wycieczka z Izraela.
Dziewczynki, może studentki.
Spotkałyśmy się w toalecie.
One mówiły do mnie w jidysz.
Myśląc, że jestem jedną z nich.
Potem po hebrajsku.
Ich nauczycielka zareagowała z gniewem, ostrzegając, więc zamilkły.
Widziałam tylko ich oczy w lustrze.
Miałam tam swój punkt.
Budynek Sauny.
Kiedy był skwar, to było jedyne miejsce, żeby odpocząć.
Miałam tam ścianę z fotografiami będzińskich Żydów.
Przy której siadałam.
Tysiące pięknych twarzy.
Rodziny.
Przedwojenne życie:
Gramofony, tańce, domy, wycieczki, morze.
Jacy piękni ludzie!
Robiłam tysiące zdjęć.
Nie tylko tu.
Wszędzie.
I nagrywałam obóz:
Kroki, ludzi, wiatr.
Mowę drzew.
Często nieruchomiałam.
Nie było czasu, czas się zatrzymał.
Wszystko gęstniało w moim sercu.
Kiedy zapadał mrok patrzyłam w ciemny obóz.
Było pusto.
Nikogo.
Tylko dwaj strażnicy, którzy wycofywali się do swojej budki na tyłach Sauny.
Więc szłam sama w kierunku Bramy Śmierci.
I wracałam do obozu macierzystego na kolację.
Którą jadłam na kolorowej ceracie w wielkiej kuchni na wiele osób.
Przy potężnym stole.
Przez otwarte na oścież okno wpadał obóz.
Spałam z nim.
Miałam go na kołdrze, we włosach.
Stygłam od niego.
I od wilgoci.
Ponieważ panuje tu wilgoć.
Zawsze panowała tu wilgoć.
W tym krótkim śnie bez snu, bez obrazów, po południu, nabierałam sił.
Byłam wtedy zwierzęciem.
Nie wiem kim.
Ale budziłam się nieprzytomna, choć cieplejsza, bo spałam w rzeczach.
Czasem nawet w butach.
Żeby szybciej iść do Birkenau.
W tym odpoczynku, odmrażaniu mogłam wytrzymać to, o czym czytałam.
I co robiłam od rana.
Agnieszka Kłos. Autorka książek Całkowity koszt wszystkiego, Gry w Birkenau. Pracuje na stanowisku wykładowcy Historii Wzornictwa, Socjologii Sztuki i Krytyki Artystycznej na Wydziale Malarstwa i Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu. Założycielka i kierownik Studiów Podyplomowych Mediacji Sztuki Współczesnej na Wydziale Malarstwa i Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu, współzałożycielka Katedry Mediacji Sztuki. Prowadziła projekty kuratorskie w galerii Otwartej Pracowni Gepperta, „Czytelnia Gepperta” (cykl spotkań z pisarzami i wydawcami), „Wolna Amerykanka” (cykl autorskich wykładów i spotkań z artystami). Od 2001 roku redagowała magazyn „Ritę Baum”, od 2004 roku będąc wiceprezesem Stowarzyszenia Kulturalno – Artystycznego „Rita Baum”. Od 2012 członkini Międzynarodowego Stowarzyszenia Krytyków Sztuki AICA.
Laureatka wielu stypendiów i nagród. Jej książki były nominowane, m.in., do Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza i Nagrody Literackiej Europy Środkowo–Wschodniej Angelus. Autorka wielu tekstów, które ukazały się w czasopismach kulturalnych i artystycznych, m.in. Arkusz, Arteon, Czas Kultury, FA-art., HA – art., Kresy, Lampa, Odra, Pogranicza, Pozytyw, Twórczość, Teksty Drugie. Wieloletnia współpracowniczka „Gazety Wyborczej”. Redaktorka papierowego i sieciowego wydania Rity Baum (blisko 800 tekstów opublikowanych). Współpracowała z portalem literackim Wywrota.pl, teatralnym e-teatr, fotograficznym Świat Obrazu. Pomysłodawczyni i organizatorka pierwszej ogólnopolskiej akcji czytelniczej „Książka za kraty” dla Zakładów Karnych w Rawiczu, Wołowie i Wrocławiu, polegającej na zbiórce książek i gazet dla osadzonych, a także organizacji na terenie więzień spektakli teatralnych i zawodów sportowych. Pomysłodawczyni projektu artystyczno – historycznego „Breslau cv”. Jurorka wielu konkursów literackich i artystycznych, autorka wykładów upowszechniających wiedzę z zakresu historii, pamięci, tożsamości i sztuki, uczestniczka paneli i międzynarodowych konferencji, inicjatorka i współorganizatorka międzynarodowych seminariów badawczych, m.in., „Los kobiet w KL Auschwitz – Birkenau” w Państwowym Muzeum Auschwitz – Birkenau i Młodzieżowym Domu Spotkań Młodzieży w Oświęcimiu. Kuratorka, autorka wielu prac artystycznych wystawianych na międzynarodowych wystawach sztuki. Doktor nauk historycznych, zajmująca się w swojej pracy badawczej związkami sztuki i drugiej wojny światowej, współautorka subdyscypliny środowiskowej historii Zagłady.