Proza współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Grzegorz Tomicki
Prozy poetyckie

Frenezje. Zaburzenia mowy

.

Uwaga dziś prawdopodobne burze ulewny deszcz i silny wiatr możliwe podtopienia w trakcie burzy znajdź bezpieczne schronienie wstaję od biurka i kartek i idę popatrzeć z balkonu na upartą pracę żółtej koparki na byłej łące a potem zalewa mnie pustka zastanawiam się nad tym co robi maszyna z ziemią jak nad nią pracuje jak chce ją poprawić ulepszyć a potem ulegam lekkiej anihilacji kim jest ten człowiek w środku o żelaznych ramionach zwolnicach siłownikach i wysięgnikach jak nimi włada a potem podlegam drobnej depersonalizacji co nabiera tą łyżką ogórkową czy pomidorową i gdzie są usta do których ma ona trafić a potem dopada mnie anhedonia może buduje schron przeciwdeszczowy na wypadek większej ulewy potopu kataklizmu gniewu bożego apokalipsy a potem mam krótkotrwałą fugę dysocjacyjną nie jestem pewien co zawierają pozostałe fragmenty przestrzeni które przesłonił deszcz chyba był tam kiedyś widzialny świat a potem na moment opuszczam cielesną powłokę w świecie poza placem permanentnej budowy i jej plecami były też inne ciała do których miałem jakiś emocjonalny stosunek może nawet

niejeden a potem odczuwam niepewność ontologiczną z kilkoma z nich bez wątpienia mimo problemów z pamięcią współżyłem z wieloma innymi natomiast z pewnością nie miałem przyjemności a potem grozi mi pochłonięcie mam wrażenie że obracająca się w kółko na czymś w rodzaju zwrotnej szypułki żółta koparka przestaje istnieć a potem doznaję implozji i tracę tożsamość choć wciąż pamiętam o paru minionych imionach a potem ulegam petryfikacji zamieniam się w kamień a potem ulegam reifikacji zamieniam się w rzecz w sobie coś wartego uwagi i omówienia czego się jednak nie robi a potem się nagle przejaśnia klaruje robi się ciepło za szybko za późno szukam bezpiecznego schronienia możliwe że siadam do biurka możliwe że składam ciało do łóżka możliwe że strasznie mi go brakuje możliwe

że czuję je tylko we śnie

.

.

.

Frenezje. Korekta

.

Wywabić wywabić nie wybawić dzięki za czułą korektę uważna equalizerko gdyby nie twoja sprawna i konsekwentna interwencja zalałaby nas krew niewiniątek prowadzonych na rzeź jak zwierzątki zjadłyby nas plamy rosnące jak chwasty na naszych uniformach mundurach mundurkach jak inwazyjne rośliny jak zbrojne ramię natury dopadłyby nas rzutkie wyrzuty politowania nie moglibyśmy może pozbierać się z kolan w każdym razie byłaby to przeprawa ustawa trudna do przeprowadzenia operacja na otwartym osierdziu dziurze w brzuchu tchawicy chociaż na co dzień niczego nie wiercimy nie przewiercamy nosimy raczej łatane dresy raczej domowe łachy polary wytarte flanele aczkolwiek zbawienie też pozostaje w zasięgu naszych militarnych i utylitarnych zainteresowań też nie jest rzeczą do pogardzenia nie jest przedmiotem zbytku raczej artykułem pierwszej potrzeby boskiej miłości obiektem troski zważywszy zwłaszcza na niekończące się między

plemienne konflikty walki prześladowania utarczki ach czegośmy to jeszcze nie dyskryminowali jakich uprzedzeń się nie chwytaliśmy komu nie popędziliśmy kota jakiego psa nie kopnęliśmy w zadek jakich wysoko noszonych głów nie poniżyliśmy jakiegośmy pięknego błota nie uwarzyli do utytłania pokaż nam aniołku dziecino kawałek swojego krystalicznego ciałka pod nieskazitelną skórką a przedstawimy ci niezawodne sposoby na jego zbrukanie nas nic nie jest już w stanie pokalać my sami za to jesteśmy bezpieczni zabezpieczeni ręce od nas z daleka precz lepiej zabierać lepiej nas nie odbezpieczać nie mamić wizją przeanielenia byliśmy grzeczni spokojni godni cmokania ale wzięła nas jakaś cholera i teraz nie rokujemy nie obiecujemy poprawy spowiedź nas nie odmieni wyznania nie zmienią piszemy wiersze jakbyśmy ryli dziary na klatach prowadzili salony odnowy strzelali bez celu do ran uwijali się jak w ukropie z redakcją dzienników tygodników miesięczników co tam kto ma

na zbyciu nie pogardzimy żadnym rocznikiem żadnym winem niczyją winą nigdy nie bierzemy urlopu

.

.

.

Frenezje. Babel

.

Pisze do mnie w relacji słyszałam głos jakby twój albo drzew i wiatru żyjących w deskach wieży pisze do mnie „Boże prowadź mnie” tak dokładnie mówisz jeśli nie wierzysz to posłuchaj uważnie gdzieś w połowie wieży nie odpowiadam ale sprawdzam gdzieś w połowie wieży rzeczywiście coś szeleszczę pod nosem piszę do niej gdzieś w połowie wieży rzeczywiście coś szeleszczę pod nosem pisze do mnie a widzisz piszę do niej ale gdybyś mi nie powiedziała że mówię „Boże prowadź mnie” to nigdy bym tego nie usłyszał pisze do mnie posłuchaj uważnie piszę do niej kiedy teraz słucham uważnie nie umiem już usłyszeć niczego innego niż „Boże prowadź mnie” pisze do mnie a widzisz piszę do niej ale gdybym najpierw posłuchał swojego szelestu a nie Ciebie usłyszałbym coś innego pisze na do mnie ale nie usłyszałeś piszę do niej ale powiedziałem tylko źle słychać pisze do mnie jeśli nie

wierzysz to posłuchaj uważnie piszę do niej nie mogłem tak powiedzieć bo nie wierzę pisze do mnie wierzysz tylko o tym nie wiesz piszę do niej skoro nie wiem że wierzę to po co to mówię pisze do mnie żeby uwierzyć piszę do niej posłuchaj uważnie nie mogłem tak powiedzieć bo tak nie myślę pisze do mnie nie musisz tak myśleć żeby to mówić pisze do niej jak to pisze do mnie a widzisz piszę do niej co widzę pisze do mnie Bóg Cię wysłuchał piszę do niej i co pisze do mnie i Cię prowadzi piszę do niej dokąd pisze do mnie na górę wieży piszę do niej przecież i tak tam szedłem pisze do mnie a widzisz piszę do niej widzę i słyszę głos jakby mój albo drzew i wiatru żyjących w deskach wieży pisze

do mnie jakbyśmy nie mogli załatwić tego inaczej

.

.

.

Grzegorz Tomicki. Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Grzegorz Tomicki

PODZIEL SIĘ