Każdy ma swoją tajemnicę. Ina też miała. Gdy wychodziła z domu, dwa razy sprawdzała, czy tajemnica jest dobrze ukryta. „Nie wychodź nigdzie”, prosiła. Tajemnica przytakiwała i wchodziła do szafy. Wkładała rękawy w długie płaszcze i naciągała kapelusz. Gdyby ktoś wtedy otworzył szafę, nie ujrzałby tam niczego szczególnego. Tylko rząd wiszących płaszczy: na wiosnę, jesień, zimę. Z wełny, ze lnu, ze skóry. Ten zimowy z puchu Ina miała właśnie na sobie. Była zorza i padał śnieg.
Padał i tworzył kopne zaspy. Ina, podobnie jak inni mieszkańcy, drążyła w nich tunele. Łopatą, którą ledwie była w stanie unieść. Ale drążyła. Byłoby źle widziane, gdyby śnieg odgrodził ją od reszty. Nie, żeby się tym specjalnie przejmowała. Żyła przecież od lat w ugrzecznionej izolacji. „Dzień dobry, panie Olssen, dzień dobry, pani Derain”. Właściwie nawet ucieszyłoby ją, gdyby pewnego ranka po przebudzeniu ujrzała wokół domu takie ilości śniegu i zasp, których już nikt nie przekopie. A na pewno nie ona. Przeczekałaby sobie tak do wiosny. Ma dość zapasów w spiżarni, drewna na opał i słoiczków opisanych naklejkami: konfitura z pigwy, wiśnie z czekoladzie…
Tak się jednak nie stało, aż tyle śniegu nie napadało. Nie zawsze los wyręcza. Więc Ina kopała w zbitych zaspach korytarze, które w końcu gdzieś z czymś się połączą: z drogą, z korytarzem sąsiada. Kopała jak pozostali. Staropanieństwo jest już wystarczającym dziwactwem.
Co na to tajemnica? Tajemnica spała. Gdy Ina wychodziła, tamta chowała się pod kołdrę. Przesiadywała przy oknie, tak by nikt jej nie widział. Rysowała palcem mroźne szlaczki, gwiazdy. Gałązki choinek, przemrożone szyszki. Krzątała się po kuchni, starając się bezgłośnie nastawić obiad. Siekała czosnek, kroiła cebulę. Opiekała jabłka. Wycinała z bibuły świąteczne łańcuchy.
Czasem zdarzało się, że tajemnicy nóż wypadł z ręki albo sosnowa podłoga zaskrzypiała za głośno. Wtedy Ina denerwowała się. „Nie chodź tak głośno”, karciła, marszcząc brwi. Tajemnica miała ochotę krzyczeć, ale nie mogła. Wracała do szafy. I trzeba było ją długo prosić, żeby wyszła i napiła się herbaty z mlekiem.
Mieszkańcy Fauske, Rognan i Skjerstad żyją zgodnie z rytmem natury, spokojnie. Mieszkańcy okolicznych wiosek jeszcze ciszej. Dni spędzają na grabieniu śniegu i budowaniu wyciągów. Kobiety uczą dzieci wierszyków z Tiitiäisen satupuu Kirsi Kunnas. Na obiad jedzą przeważnie pstrągi tęczowe i lipienie. Na deser śnieżne kulki oblane miodem. Przysmakiem są jodłowe szyszki zapiekane z jabłkami i żurawiną. „Co chcesz na obiad?” – pyta tajemnica, gdy Ina przygotowuje notatki do lekcji. Nie może nikogo zawieść, ani uczniów, ani rodziny, ani społeczności Fauske. Więc choć przygotowywanie zajęć z algebry jej nie w smak, robi to posłusznie. Mieszkańcy tych ziem słyną z posłuszeństwa. Przyjmują śnieg i zawieje, godzą się na mrozy. „Naleśniki z żywicą”, odpowiada, wpatrując się w poplamione woskiem kartki.
„Czy ciotka Flippa czegoś się domyśla? Czy dlatego była w tak złym humorze?”. Rozmawiając z Iną, grzebała cały czas w piecu pogrzebaczem, wreszcie trzepnęła nim rysia. Tak, tajemnica nie sprzyja. Tajemnica sprawia, że Ina czuje się winna. Z drugiej strony chciałaby wykrzyczeć wszystkim mieszkańcom Fauske, Rognan i Skjerstad, ciotce Flippie też: odczepcie się od mojej tajemnicy! Pilnujcie swoich własnych! Tak, dzięki temu można by uniknąć niejednej rodzinnej czy sąsiedzkiej tragedii. Nie wścibiajcie nosa w nie swoje sprawy! Macie własne kuchnie i kociołki! Niestety to tak nie działa. Ina umywa ręce i znika za rogiem domu Olssonów.
„Już sama myśl o tym, że ciotka mogłaby mieć za złe, że cię tu mam, sprawia, że zachowuję się, jakby naprawdę była na mnie zła” – tłumaczy tajemnicy, gdy siedzą na zapiecku i jedzą drożdżowe racuchy. „To jest jak dodatkowy kombinezon. Kombinezon z zimnego oddechu, który oddziela ludzi. Jak sobie pomyślę, że jest zła z twojego powodu, to nie mam ochoty dłużej z nią przebywać ani niczego jej tłumaczyć, i najchętniej wybiegłabym od niej jak najprędzej. Choć ona może wcale nie jest zła? Albo się nie domyśla? Myślisz, że moje zachowanie jest głupie? Że się na nią złoszczę na wyrost?”.
Tajemnica nie jest przezroczysta. Zdarza jej się materializować w najmniej odpowiednim momencie. Na przykład wtedy, gdy Inie wypadł z kieszeni medalion na wigilijnym spotkaniu u rodziny. Na szczęście zdążyła go podnieść i połknąć, nim ciotki i babki cokolwiek zobaczyły. „Co jesz?”. „Ciastko”. Pół nocy zwijała się z bólu, nim zdążyła opróżnić się z tajemnicy.
Albo gdy wpadli do niej z wizytą i tajemnica nie zdążyła po sobie posprzątać, zostawiając na wierzchu wisiorki z kulek jarzębiny, bransoletki z orzechów, rękawiczki z mysiego futerka.
– Skąd to masz? – zapytała babka.
– To? A, to… Zamówiłam u koleżanki, ale muszę oddać, odpowiedziała, rumieniąc się jak jabłko, które szybko wzięła do ręki, by zagryźć wstyd. Zakrztusiła się. Połknęła.
Co na to tajemnica? Jak długo będzie znosić ukrywanie się po kątach? Czy Ina czasem o tym myśli? Czy spędza jej to sen z powiek? Każda tajemnica dąży do tego, by się ujawnić. Miłość nie lubi kombinezonów, których nie musi nosić. Ina podchodzi do okna. Ściska w dłoniach tajemnicę. Tuli ją.
Marta Kucharska – rocznik ‘84. Poetka, pisarka, lekarz, doktor nauk medycznych. Autorka dwóch zbiorów opowiadań: Kino objazdowe (Papierowy Motyl, Warszawa 2012) i Saudade (Mamiko, Nowa Ruda 2016) oraz tomu wierszy Abisynia (Zeszyty Poetyckie, Gniezno 2014). Finalistka jednego w Połowów organizowanego przez Biuro Literackie, wyróżniona drugą nagrodą w konkursie TVP2 Dolina kreatywna oraz drugą nagrodą w ogólnopolskim konkursie Złoty Środek Poezji za debiut poetycki. Irga karmiona przez lawinę jest jej trzecim, i jak zapowiada, ostatnim zbiorem opowiadań, przed napisaniem powieści. Mieszka i pracuje we Wrocławiu.