Proza współczesna. Pismo literackie, wydawnictwo, sklep internetowy.

Katarzyna Koziorowska
Prozy poetyckie

Nie widziałeś przypadkiem mojego wczorajszego snu? Miał wilgotne, wyczerpane spojrzenie, kilka ciernistych cieni na policzkach i w zakrzywionych kącikach ust. Wyglądał tak, jakby ktoś odebrał mu resztkę spóźnionego życia, jakby zaprzepaścił ból, przypominający o minionym półwieczu. Pamiętam, jak moje marzenia i ja karmiłyśmy go z ręki, jak oswajaliśmy go jak anioła, który niedawno nauczył się latać, lecz roztrzaskał się o wezgłowie nieba. Moje serce także odbyło podniebny lot, ale zapamiętało, że zasłużony ból nie sprzyja przeszłości, że cisza także potrafi zasnąć z ostatnią ubezwłasnowolnioną łzą.

Powróć, zanim dogonimy światło, poblask wykradziony słońcu przez zazdrosny księżyc, przez zmarnowane ofiary, które wciąż składasz na ubogim ołtarzu, gdzie pieczę sprawuje Stwórca. Wczoraj z nieba posypał się czarny deszcz, rozsypał się po kątach serca, przypomniał, że strach jest zwycięstwem dobra nad miłością. Przytulam wilgotne słowa do Twojego jasnozielonego sklepienia, przypominam o nieszczęściu, z którym każdego ranka zmaga się Twój anioł stróż, jak zawsze zapracowany i pozbawiony rychłej nadziei.

Odkąd przeminął ostatni oddech w tej dekadzie, odkąd zapoznałeś mnie ze swoim wskrzeszonym świadectwem, zamieszkało w nas złudzenie tak buńczuczne, że aż żal stawiać przecinek, aż wstyd pozostawić po sobie wykrzyknik. Błąkam się od czasu do czasu po Twoim ogrodzie, szukam obietnic, które uśmierzą moją tęsknotę za tym, co niezdrowo niebieskie i uwięzione tu, w raju. Wczorajszy niedokończony wieczór ciągnie się za chmurami, które widzę na ścianie mojej celi; czy ból, odnaleziony wczoraj z premedytacją, mogę nazwać Twoim milczeniem? Zbyt długo wołałam o pomoc, by teraz – tak bez ceregieli – oszukać osierocone łzy, okłamać samego Stwórcę.

Odkąd zdołałam odszukać drogę do brzegu, odkąd zgasła na horyzoncie serca ostatnia morska latarnia, słowa stały się bezdzietną przyczyną, żeby pochować sny za młodu, zbyt wcześnie, aby przyznać się do miłości. Na wstępie mojego listu pożegnalnego – kolejnego w moim wczorajszym życiu – chciałabym wręczyć Ci mój niewypełniony czas, wieczność, która wciąż łasi się do nagich kostek. Opuściłeś w ostatniej chwili to miasto nienawiści, w porę obiecałeś wszystkim, że znajdzie się dla nich trochę miejsca w Twoim lustrze. Ktoś jednak Cię okłamał, nie ma żadnego lustra, jest tylko kilka rozłożystych cieni, którymi otulasz się niby kocem w zimowy wieczór.

Odszukaliśmy na tym poboczu kilka rozwiązłych tęsknot, marnych początków bez trafnego zakończenia. Zanim zatańczysz, czy pokonasz ciszę, która uwięziła nas we własnych oddechach? Spragniona światła, spragniona cieni, kołyszę się na tym niepewnym pokładzie, nade mną nie ma nieba, pod stopami nie czuję podłogi. Od zawsze chciałam się w Tobie zakochać, ale mojej śmierci to się bardzo nie podobało. W końcu, gdy ujrzałam Cię na wycieraczce przed drzwiami, zrozumiałam, jak wiele znaczyła dla mnie ta cisza, ten bezsensowny krzyk o jeszcze.

Znalazłam w Tobie kilka łez, których jeszcze nie zdążyłam posmakować. Zakochałam się odważnie w dłoniach, tworzących kolebkę dla złudzeń, dla przekrzywionych figlarnie pragnień. Z nieładnie uśmiechniętą twarzą witasz mój wyuzdany czas, który usiłowałam Ci zadedykować pomimo późnej pory. Stańmy na baczność, spełnijmy ten kielich niczyjej krwi, oddajmy się urojeniom, które zawiodą mnie do lepszego nieba. Otwórz szerzej serce, wpuść nieco świeżego powietrza do zakurzonych kątów. Opróżniłam duszę z nagromadzonego światła, wyczyściłam wspomnienia, dla których tutaj żyję.

Błagam, pokaż mi taki ból, z jakim warto się zapoznać, by pojąć, jak wiele łez nam pozostało do końca. Moja melancholia płynie z prądem krwi, wzdłuż porcelanowych żył. Czy rozkaz, który właśnie padł, wydostanie z nas kłamstwo, za jakim wszyscy pobiegniemy? Nie przyrzekaj, że nadmiar cienia jest szkodliwy – okraszony światłem daje zachwycające kwiaty, najchętniej przyjmujące się na dziecięcych snach. Odnalazłam w Tobie ten nijaki protest, za jakim warto uciec za granicę miłości. Kiedy dostałam do Ciebie skrzydło, wybrałam się na wycieczkę krajoznawczą po Twoim piekle, przywiozłam dużo pamiątek i moc pozdrowień.

Zadurzona w tej wieczności, obezwładniona przez wiosenną mżawkę, szukam na Ziemi miejsca, gdzie wreszcie stanę się człowiekiem, gdzie zakwitną moje najlepsze łzy. Wyciągam rękę, zgarniam perły Twoich myśli, zanurzam w duszy bez dna. Odwróć twarz, zanim życie przyzna się do bólu, do nagany, na jaką dziś każdy zasługuje. Zanim zaśniesz, ukołyszę Twoje ubogie objawienia, utulę bezsenność, którą znów widziano w okolicy, pod jedną z ulicznych latarni. I zasnę, choć wiem, że tym razem nie warto, że czas jest nie do zniesienia.

a

a

a——————————————————————————————–

Powróć w moim śnie, utkanym z nędznych spojrzeń prosto w twarz. Odwróć jeszcze jedną kartkę, przekonaj się, że nie do twarzy mi z uśmiechem. Boli mnie zwichnięte serce, niepokoi życie, za którym niezmiennie podążam. Śledzę Twój cień, zanurzam w mroku spróchniałego czasu. Jesteś jak pierwszy letni deszcz, jak wspomnienie, dla jakiego warto tu pozostać. Nie kłam, skoro wieczność jest uzależniona od śmierci.

Nie posądzaj o grzech tych, którzy są, aby odebrać Ci strach, pozbawić znamion na czarnej skórze serca. Biegniemy, próbując schwytać malinowy wiatr, obłoki o smaku wczorajszego dzieciństwa – Bóg tym razem sprzyja poszukiwaniom. Wracamy z przebieżki po niebie, oswoiliśmy wszystkie anioły. Nie masz w sobie dość wiary, aby odebrać mi krzyż, którzy taszczę z lubością tym poboczem. Budzę się na rozstaju betonowych dróg, szukam źródła samotności, które pozwoli mi zapoznać się z biednymi, zmarzniętymi fantazjami.

Wczoraj, wracając z wycieczki po bezdrożach duszy, znalazłam zmęczone serce, porzucone z premedytacją w prowincjonalnej kałuży. Odkąd urodziłeś się zbyt wcześnie, odkąd duszy zrobiło się niewygodnie w skorupie ciała, wszystkie martwe ptaki odleciały daleko stąd, poza granice bólu, śmierci i spełnionych pragnień. Boli mnie Twój dotyk, dokucza pieszczota, zadana całkiem przypadkiem, bez zaproszenia.

Twoje usta, wskrzeszone z marmuru, przynoszą pocałunki na moją cienką skórę, zostawiają je tutaj z nadzieją, że ktoś je zauważy, ktoś przygarnie na nieco dłużej niż na zawsze. Uczulona na strach, kocham się w odmętach Twoich przewidzeń, unoszę na czarnej fali, która zaniesie mnie na brzeg, gdzie będą czekać na mnie miłość z obojętnością. Nie dostrzegam różnicy między Twoimi słowami, nie czuję granic, które nas podzieliły aż do kolejnego snu. Trwają zamieszki w mojej wyobraźni, jątrzą się rany, podarowane mi przez Ciebie.

Nie ubliżaj mojemu sercu, ono chciało jedynie odpocząć po ciężkostrawnej nocy. Nie zapomnimy tej nocy – niezdrowo hojnej, niepoprawnie ograbionej z resztki poranka. Schwytałeś mnie w sidła namiętności, żebym potrafiła zrozumieć, którędy stąd do pobliskiej ślepej uliczki. Szumi wzburzone niebo, przez horyzont przetacza się echo Twoich kroków, przez krawędź czasu przeciska nieśmiała prawda. Kołysząc się na tym miękkim, grząskim parkiecie, szukamy takich pragnień, o jakich nikt nie śmie tu wspominać.

Spójrz na rany, które zalęgły się na nadgarstkach – czy widzisz, jak strach próbuje zbezcześcić przerwę w życiorysie? Czy dostrzegasz łzy, żłobiące bruzdę linii życia? Przysiądź – choć na wieczność – u moich nagich kolan; zrozum, jak wiele strachu potrzeba, by zbawić przeszłość. Zaplątałam się w pierwsze promienie słońca, zgubiłam drogę, poznaczoną Twoimi cierpkimi krokami. Skąd wiesz, że ból jest silniejszy od pustki? Skąd wiesz, że czas – ten zadufany w sobie hipokryta – rozumie doskonale, które schody zawiodą nas do czyśćca?

Pojęłam, że moje sny, niewidome od urodzenia, boją się ciemności. Pojęłam, że wystarczy już tych łez, uzbierał się pokaźny zapas. Przytul do serca mój zabiegany oddech, przygarnij cień, który zdradził. Zakochana w sobie, zauroczona wczesnowiosennymi gwiazdami, nie potrafię odszukać krztyny światła, które spłoszyłoby wszystkie zdziczałe noce, wszystkie przegadane sny. Pamiętasz, jak przypadkiem Cię spotkałam, jak oboje szukaliśmy słów modlitwy, którą usłyszy głuchoniemy Demiurg? Zapamiętałeś ten wstyd, który dopadł Cię na sam koniec tej wędrówki?

Ta podróż była bardzo nieśmiała, niewiele z niej zapamiętaliśmy. Próbowałam przekonać serce, aby zaczęło od początku, aby powtórzyło, ale obawa przed świtem pozwoliła oddzielić łzy od deszczu. Czy to Twój anioł stróż puka do uchylonych drzwi? Czy to Stwórca przyszedł się pożegnać przed odjazdem? Nie oszukasz Go – odnalazł to miejsce, zanim obudziłeś się z świeżo wyremontowanego snu. Kiedy Twoja dłoń wywęszyła owoc, kiedy cierpki miąższ spływał nam po brodach – staliśmy się sobie obcy, jakby ktoś nagle zgasił światło, jakby nagle skradł całe powietrze.

Nie wiem, czy to wina śmiertelnego grzechu, który ochoczo popełniliśmy, czy czasu, który zaplątał się we własne wskazówki? Teraz rozumiem. Rozumiem, że każdy wieczór jest po to, aby mogły się spełnić najukochańsze marzenia, złudzenia, jakich nam tutaj brakuje. Nie sądziłam, że zerwałeś ostatnią gwiazdę, aby uśmierzyć moje łzy. Nie spodziewałam się, że z premedytacją pozbawisz mnie samotności, w zamian przynosząc skwaśniały uśmiech i kilka Bogu ducha winnych spojrzeń.

Jednak jesteś – dostatecznie daleko, żebym przejrzała się w Twoim zwierciadle. W tym lustrze jednak nie ma miejsca dla wszystkich. Zabieram swoje plany na przeszłość, zabieram obojętność, by ponownie zakołatała do okna w moim sumieniu. A kiedy wybuchnie w nas kolejne tysiąclecie, zamknijmy oczy i udawajmy, że nic się nie stało, że to tylko obraz namalowany przez bezrękiego artystę.

a

a

a

Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Katarzyna Anna Koziorowska, urodziła się 21.09.1990 r. w Olsztynie (gdzie również obecnie mieszka). Interesuje się literaturą (zarówno prozą, jak i poezją) oraz muzyką (głównie rock, jazz, blues). Zdobyła kilka wysokich miejsc i wyróżnień w konkursach poetyckich. Publikowana przez miesięczniki literackie („Akant”, „Helikopter”, „Bezkres”, „Czas Literatury”). Posiada publikacje w tomikach (debiutowała w Sowello w 2018 r. – „Moje Anioły”; najnowszy tomik wydany w Ridero w 2022 r., „Za późno, żeby zasnąć”). Uwielbia przebywać w samotności, pogrążać się w marzeniach. Lekko egocentryczna, ale przy tym bardzo nieśmiała. Nie przepada za przebywaniem w tłumie, jest niepoprawną autsajderką.

PODZIEL SIĘ

Do góry