Poezja współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

Klisze
Maria Czekańska

Klisze

.

            “W sumie wiesz co? Byłabyś super, gdybyś nie miała bordera” – powiedział, jakby mówił o obiedzie, a później dodał: “Ale nie martw się, ja mam włosy na plecach, których nie lubię”. Iga spojrzała się na niego swoim mylącym spojrzeniem łani. Nic nie mówiła, jedynie myślała. Czy Paweł przez swój defekt ma kiedyś problemy ze wstaniem z łóżka. Być może się poci w nocy, włosy przyklejają mu się do prześcieradła, prześcieradło do materaca i nie wstaje. Po chwili znów powróciła do słów wyrytych w jej kości. Pozostało jej jedynie łykać tabletki, które będę wzmacniać połączenia neuronowe, choć też osłabiać jej ciało do końca życia. Jej milczenie przekuje się wkrótce w rozmowę na terapii, gdzie usłyszy, że nie jest swoim zaburzeniem. Jest Igą, choć sama nie wie, co to znaczy. Jest jak glina ulepiona ze słów innych. Niedawno ogłoszono, że Amber Gold również cierpi na to samo, co ona. Pozostało więc przygotować się na rzeszę pytań, czy wszystkie borderki biją swoich facetów i ciągają ludzi po sądach. Bo to tak samo jak Polak jest każdym Polakiem.

            Najgorsze w ciągu jest zawsze stanie w kolejce po alkohol. Idze uginają się nogi, jej ręce drżą, a gdy prosi o fajki – zaczyna się jąkać. Kasjerki to widzą i ona to wie. Wszyscy wiedzą. Zatrzymująca się woda w organizmie przyczynia się do opuchniętej buzi. Iga znów przygotowuje się na batalię, przeciw drodze i PIS. Bo przez nich w niedziele kolejki są długie. Tym razem ktoś siedzi na podłodze. Iga widzi, że to jej kolega po fachu. Po chwili kumpel jej kumpla bierze go za kaptur i ciągnie go przez całą ulicę. Ludzie szepczą. Oceniają. Boją się, że go udusi. Nie Iga. Ona patrzy, tak samo jak patrzyła się na umierającą na łóżku obok alkoholiczkę czy grożącą zajebaniem inną kobietę w psychozie. I niby pusto, niby coś drgnie, niby mówi: “I dobrze”. Wraca do domu i ma czerwone otarcia na szyi.

            Jest jedno z tych popołudni, kiedy trzeba się rozładować. Iga jest na kolanach i opiera się rękami o kanapę. Rozchyla lekko nogi, tak, jak Paweł lubi. Ten boi się, że ją skrzywdzi, później przestaje. Bierze pejcz. Później pas. Patrzy, kiedy Iga się złamie. Ona przy każdym uderzeniu robi sobie wyliczenia. Podobne do tych, jak za dziecka przy jedzeniu: za mamę, za babcię, za brata… Teraz wylicz inne rzeczy. Przy każdej z nich coraz mocniej zaciska pięści, napina mięśnie i zgina się. Śmiech przeradza się w krótkie jęki. Mieli swoje słowo bezpieczeństwa. Iga już go nie potrzebuje.

            Kobieta przypomina sobie, jak wybudzano ją w nocy dwanaście lat temu. Przez cały styczeń. Pani z demencją głaskała ją, nazywając cudzym imieniem. Później sikała w jej kapciach. Innym razem narkoman wołał swoją mamę. Całe noce i dnie. Gdy Iga przysypiała przed telewizorem, wybudzała ją ślina kolegi z przedawkowanym benzo. Lubił się oprzeć na czyimś ramieniu. Kobietę wybudzały też obrazy. Niemowy, którego patologicznie zielone oczy przeszywały ją, gdy wkładał rękę do spodni, siedząc naprzeciwko. Zaraz po brał od Igi chrupki lub jedzenie, tak jak ludzie odpalają papierosy. I ten cholerny ząb. Zawsze bolały ją te cholerne zęby, kiedy nic się nie dało zrobić. Wyła z bólu w nocy, aż w końcu dali jej wyjściówkę. Na pytanie, czy chce wrócić, odpowiedziała, że tak. Chciała jeszcze chwilę pobyć na przystanku i poczekać na właściwy autobus. Gdy wyszła, przeczytała kilka miesięcy później, że kolega z oddziału posiekał dwójkę dzieci i żonę siekierą, sam lekko tnąc sobie żyły. W życiu by się nie wykrwawił. Jednak zachował przynajmniej małą bliznę. W tym roku skończyła gimnazjum, egzaminy nie poszły za dobrze.

            Iga otula się pościelą i przypomina sobie, jak leżała obok niego w łóżku, a on opowiadał o swoich dwóch byłych, w których był zakochany. W każdej chwili by do nich wrócił. Opowiadał, po chwili ją całował i lubił wracać jedynie pomiędzy uda. Świetnie się bawił, zawsze to podkreślał. Kilka miesięcy później Iga była w żałobie, a on jedynie powiedział “Nie pisałem się na tak ciężkie rzeczy. Na takie dramy”. Dwa lata później znów się spotykali. Miał i ją, i swoją byłą. Zachował swój regulamin powrotów. Tak samo jak całą ją, kiedy i ile tego chciał. Kiedy nie chciał, zapraszał swoją byłą na kilka dni do siebie, wyłączając powiadomienia wiadomości od Igi. Był z tego dumny.

            Tym razem Iga stoi przed szpitalem, gdzie nie przyjęli jej na oddział. W nocy, po wpisie, ktoś zadzwonił o planowanym samobójstwie. Przyjechała policja, ona była już po ośmiu piwach, choć planowała wypić jeszcze cztery więcej. Pały były miłe, pozwoliły jej przy nich palić. Później karetka i szpital i uzgodnienie braku zagrożenia dla życia. Iga stała, po 8 piwach, w temperaturze minusowej i czekała dwie godziny na taksówkę. Karetka przywozi, ale nie odwodzi. Nigdy wcześniej tak bardzo nie cieszyła się z wypitego alkoholu.

            Ludzie pytają Igę, jak sobie radzi po samobójstwie ojca. Dobrze. Nie chodzi na grób, nie wspomina go, nie pamięta nawet roku, w którym umarł. Co jakiś czas przypomina sobie, jak przed śmiercią rozpłakał się i pytał jej mamę, czemu Iga go tak nienawidzi. Trzyma się dobrze, jedynie od trzech lat coraz bardziej jej odwala. Depresje nawracają szybciej i na dłużej. Ciężej jest jej powstrzymywać się od picia. A kiedy trafia do szpitala i przy wypisie dostaje informację, że przy braku zmiany martwica wątroby będzie gwarantowana, mówi sobie “co ma być, to będzie”.

Być może rzeczywiście Iga bez bordera byłaby super, nie byłaby nią.

.

Proza współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo.

.

Maria Czekańska, poetka przed debiutem książkowym. Dotychczas publikowała m.in. w „Stonerze”, „Odrze”, „Wizjach”, Liberté!, “Przekroju”, i „Babińcu Literackim”. Jej pasją jest chodzenie na skrajach. Jest autorką kilku wywiadów, które przeprowadziła m.in. z Elką Łapczyńską, Zofią Bałdygą, Iją Kiwą czy Piotrem Janickim na łamach WydawnictwoJ, papierwdole, Stoner. Urodziła się w 1995 r. Mieszka na Śląsku.

 

PODZIEL SIĘ