Proza współczesna. Pismo literackie, wydawnictwo, sklep internetowy.

Monika Góźdź
To co nie istnieje

Każdy z nas ma jakąś historię. Twoja historia, to Twoje wspomnienia. Ale… Czy Twoje wspomnienia to rzeczywiście to co wydarzyło się w twoim życiu? Jak daleko jesteś w stanie sięgnąć w swoich wspomnieniach?

To co pamiętasz, to zlepek tego co rzeczywiście pamiętasz. Zlepek tego co wypełniło twój mózg, plus kilka historii opowiedzianych przez członków twojej rodziny, czy znajomych.

Ty, oni, każdy ma inny punkt widzenia. Każdy zapamiętuje inaczej. Inne szczegóły zapadły mu w pamięć.

Ile z Twoich wspomnień to prawda? Ile to rzeczywiście Twoje wspomnienia?

Jaką historię opowiesz o sobie? Czy twoja historia jest prawdziwa?

Czy Twoja historia się w ogóle zaczęła?

***********************************************

Lubiła te pozorne chwile ciszy. Jakby zawieszona w czasie i przestrzeni.

Chwile zaraz po godzinie 14. Na 8 piętrze, 11 piętrowego wieżowca, gdzie mieszkała. Jeden z czterech wysokich wieżowców na tym osiedlu. Lubiła swoje 8 piętro i małe, niespełna 35 metrowe mieszkanie.

Zaraz po godzinie 14. W bloku, na 8 piętrze następowało coś, co nazywała „zatrzymaniem”. Większość mieszkańców była jeszcze w pracy lub w szkole.

Pracowite panie domu skończyły robić obiady dla swoich rodzin, albo pozwalały powoli gotować się i piec, jedzeniu w kuchni. W tym momencie, przez około 30 minut, życie w wieżowcu brało przerwę i zastygało na moment.

W jej mieszkaniu, otoczonym dwoma innymi mieszkaniami po bokach, trzema mieszkaniami od góry i trzema mieszkaniami od dołu, nie słychać było prawie nic.

Przy zamkniętych oknach nie dochodziły tam żadne dźwięki z zewnątrz. A odgłosy z wewnątrz zamierały na chwilę. W tej właśnie chwili lubiła siadać po turecku na miękkiej dwuosobowej kanapie w salonie.

W dłoniach trzymała parujący kubek z czarną kawą. Zatopiona w swoich myślach. Nasłuchiwała. Myślała. Wspominała.

W tym krótkim czasie 30 minut, każdy dźwięk w bloku wydawał się wyostrzony. Nawet, zwykle głośna winda, jakby zwalniała w tym momencie. Zamierała. Nie wydawała głośnych szurnięć, stukotu czy jęknięć.

Siedziała na kanapie. Nasłuchiwała. Oddechu wieżowca.

Wiatru w szczelinach płyt. Dźwięku ogrzewanego przez słońce betonu. Skrzypnięć starego parkietu, w którymś z mieszkań w jej przestrzeni.

Wtedy słychać było wszystko tak, jakby działo się tuż obok niej.

Sąsiad kichnął.

Ktoś odsunął krzesło od stołu.

Ktoś odkręcił wodę w kranie.

Dzisiaj, siedziała po turecku na kanapie, z parującym kubkiem kawy. Miała zamknięte oczy. Pokój oświetlało słońce. Niemal słyszała rośliny, ustawiające swoje liście do jego promieni.

Ta jedna chwila, uspokajała ją. Czuła radość. Uśmiechała się. Czuła spokój.

Czuła się jakby była zamknięta w bańce spokoju i ciszy, zawieszonej na 8 piętrze, nad ziemią.

Wypełniając się panującą ciszą, usłyszała stuknięcie w drzwi. Nie było to normalne pukanie. W innej chwili dnia, w ogóle by go nie usłyszała.

To było jak ciche pstryknięcie palcami. Pojedyncze i już się nie powtórzyło. Chciała je zignorować, jednak był to tak dominujący dźwięk, który do tej pory nie pojawiał się w panującej ciszy, że postanowiła wstać i sprawdzić co dzieje się za drzwiami jej mikro spokoju.

Bosymi stopami podeszła do drzwi. Spojrzała przez wizjer, ale nic, ani nikogo nie zauważyła. Dwa razy przekręciła zamek w drzwiach i naciskając na klamkę, otworzyła drzwi.

Na klatce schodowej nikogo nie było.

Spojrzała w dół.

Na jej wycieraczce leżała koperta.

Biała koperta.

Format A6.

Zaklejona.

Czysta.

Bez imienia i nazwiska.

Leżała na samym środku wycieraczki.

Nie pamięta już kiedy dostała zwykły list. List nie z banku, rachunki itp. Ale prawdziwy. Wzięła ją do ręki. Nie była ciężka, ani sztywna. Na pewno coś w niej było.

Zamknęła drzwi za sobą.

Przyglądała się kopercie. Nie było na niej nic, co by oznaczało, że jest ona dla niej, ale leżała tak perfekcyjnie na środku jej wycieraczki, że nie mogło być inaczej.

I jeszcze ten dźwięk.

Położyła kopertę na małym stole w kuchni i postanowiła zaparzyć jeszcze jedną kawę.

Z okna kuchni widać było mały zielony skwerek przed blokiem, który obrósł w wysokie drzewa. Teraz przez liście przebijało słońce. Na przeciwko widziała dach niskiego bloku. Woda zaczęła bulgotać i z kawiarki rozszedł się kojący zapach.

Z nowym, pełnym kubkiem kawy usiadła przy stoliku. Wzięła kopertę w obie dłonie. Powąchała ją. Nie wydzielała żadnego zapachu. To była zagadka. Tajemnica, którą chciała odkryć. Była jej ciekawa. Nie wiedziała czego się spodziewać.

Z szuflady na sztućce wyjęła mały ostry nożyk. Upiła łyk kawy. Ostrożnie rozcięła nim brzeg koperty. Była w niej jedna kartka, złożona na pół. I zdjęcie.

Zdjęcie zostało wydrukowane na sztywnym papierze i bardziej przypominało pocztówkę. Taką jaką można zrobić samemu. Nie było bardzo dobrej jakości i samo w sobie, raczej było stare.

Zdjęcie przedstawiało dwójkę dzieci. Dwie dziewczynki. Szeroko uśmiechnięte, trzymają się za ręce. Widać, że dobrze czują się ze sobą. Jak pierwsi najlepsi przyjaciele, którzy spędzają ze sobą cały swój czas i nie potrzebują nikogo innego.

Nie mają więcej niż 7 lat.

Dziewczynka po prawej jest odrobinę niższa i trochę chudsza. Włosy w kolorze ciemnego blondu, ma splecione w warkocz, leżący na ramieniu i sięgający jej do połowy ramienia. W uśmiechu, nie widać jej koloru oczu. Jest ubrana w czerwoną koszulkę z krótkim rękawem, w białe grochy i niebieskie spodnie z długimi nogawkami. Na stopach ma białe tenisówki.

Druga z dziewczynek – wyższa. Ma ciemno brązowe włosy, które spięte w wysoki kucyk sięgają jej do ramion. Jest ubrana w białą koszulkę w niebieskie paski i ciemno niebieskie jeansy. Na stopach ma takie same tenisówki, jak jej koleżanka.

Wpatrywała się długo w zdjęcie.

W tej chwili już, nie zastanawiała się, skąd u niej na wycieraczce wziął się tajemniczy list. W tej chwili, siedząc w swojej małej ciepłej kuchni. Z zimną już kawą. Myślała jak siedmioletnia wersja jej samej mogła znaleźć się na tym zdjęciu? I kim jest uśmiechnięta dziewczynka obok niej? Nie miała pojęcia.

Siedziała w odrętwieniu chwilę, gdy spostrzegła kartkę, która była dołączona do zdjęcia. Na początku całkiem o niej zapomniała. Rozłożyła, wcześniej złożoną na pół kartkę formatu zwykłego zeszytu. Była biała. Bez linii, bez kratki.

A na jej środku, niebieskim długopisem napisane dwie linijki tekstu.

Były to dwa pytania. Przeczytała je powoli.

„Jaka chciałaś być jak dorośniesz?” „Kim teraz jesteś?”

Patrzyła na te dwa pytania, jakby same w sobie znały odpowiedź. Jakby na kartce było coś więcej. Ale nie było. Dwa pytania. Napisane niebieskim długopisem. Schludnym pismem, lekko przechylonym w prawo.

„Jaka chciałaś być jak dorośniesz?” „Kim teraz jesteś?”

Dwa pytania, jak mantra. Zaczęła je sobie powtarzać w kółko.

Jaka chciała być w wieku 7 lat? Kim jest teraz, w wieku 32 lat? Dlaczego to właśnie ona dostała ten list i od kogo?

***

Wieczór przeszedł w noc. Pomyślała, że nie ma sensu już nigdzie wychodzić. Dziś i tak niczego więcej się nie dowie. Nie wie nawet, kogo miałaby zapytać?

Chyba najwięcej odpowiedzi powinna znać ona sama. To o nią przecież chodziło. Ale… Nie wiedziała nic, siedziała zamyślona, ale nic nie przychodziło jej do głowy.

Czuła jakby ktoś, wytarł gumką do ścierania wspomnienia z okresu jej dzieciństwa.

7 lat, powinna coś pamiętać. Powinna mieć wspomnienia.

Rozpoczęła wtedy szkołę. Pamięta ten stary budynek. Identyczny jak inne szkoły podstawowe. Miała do niego 10 minut piechotą, przez zielone osiedle. Idąc, mijała dwa, trzy place zabaw.

Były to czasy, kiedy przy każdym bloku był jakiś plac zabaw. Lubiła tamtą drogę. Mijała też sklep spożywczy, gdzie czasami, po szkole w upalny dzień, kupowała lody, a w sklepie papierniczym pachnące długopisy, których tuszem zapełniała strony brudnopisów.

Pamięta też zapach magla, unoszący się z wiatraka na roku budynku, gdy wracała tą samą drogą do domu. Całe jej siedmioletnie wtedy życie, było skupione na tej jednej drodze.

Jej koleżanki mieszkały w blokach obok tej trasy. Wszyscy byli na wyciągnięcie ręki.

Wystarczyło zadzwonić domofonem, do jednej czy drugiej i bawić się do wieczora, na jednym z placów zabaw. Kopać piłkę, bawiąc się w kwadraty lub huśtać wspólnie na huśtawkach, śpiewając piosenki.

Jednak, dziewczynki ze zdjęcia nie było na jej trasie do szkoły. Nie mieszkała w żadnym z bloków na znajomym osiedlu. Nie pamięta, żeby razem biegały do sklepu, a potem na huśtawki. Nie pamięta, by razem siedziały w ławce, czy biegły po szkole do domu.

Gdyby chociaż znała imię. Ale nic nie pamiętała. Jakby to nie ona była na tym zdjęciu, a tylko ktoś próbował jej wmówić, że ta dziewczynka, łudząco podoba do niej, to rzeczywiście ona.

Tylko, że to była ona. Pamiętała te tenisówki. Pamiętała koszulkę w paski, która kojarzyła jej się z wakacjami nad morzem. Włosy, które wiązała w kucyk i biegła po śniadaniu do szkoły. Na zdjęciu nawet miała widoczne obtarcie na łokciu. Przewróciła się na rowerze i zdarła łokcie do krwi. Nadal ma bliznę.

Postanowiła się położyć spać. Jutro jest niedziela. Miała dużo czasu na przemyślenia i ewentualne pytania. Może jutro, wszytko okaże się inaczej? Może jutro wszytko będzie inne.

***

Jednak nowy dzień nie zmienił za wiele. Obudziła się z zatartym wspomnieniem przeżywanego snu. Nie pamięta co w nim było. Pamięta jedynie siedmioletnią siebie. Siedem lat. Znów ten wiek. Dlaczego to jest takie znaczące?

Postanowiła wstać z ciepłego łóżka i powoli zacząć dzień. Wzięła szybki prysznic. Ubrała się w ulubiony czarny t-shirt z dużym dekoltem w szpic i miękkie, najwygodniejsze na świecie, czarne jeansy.

Pomyślała, że ma  ochotę na duże śniadanie. Włączyła radio. Zrobiła sobie francuskie tosty z owocami. I dużą czarną kawę. Zdjęcie dalej leżało na stole.

Przyglądała mu się przez chwilę, kończąc kawę. Myślała również o innych zdjęciach, które może mieć z czasu kiedy miała te siedem, osiem lat. Miała ich chyba sporo, wszystkie powinny być u jej rodziców w domu.

Wzięła telefon do ręki i zadzwoniła do mamy:

– Cześć mamo, mogę do was wpaść?

– Jasne córeczko, wszystko w porządku?

– Tak, chciałabym tylko zobaczyć kilka zdjęć.

– Nie ma problemu. Jestem w domu. Będę czekać.

Założyła wygodne tenisówki i skórzaną kurtkę. Do kieszeni wrzuciła portfel, telefon i klucze oraz zdjęcie i już zamykała mieszkanie. Nie czekała na windę. Zbiegła po schodach i wyszła z objęć bloku.

Na dworze było ciepło. Środek wiosny, zwiastował już bardzo ciepłe lato. Od mieszkania rodziców dzielił ją 20-25 minutowy spacer. Szła przez zielone osiedle, zatopiona w swoich myślach. Niewiele osób mijała po drodze. Chyba większość ludzi, dziś postanowiła spędzić dzień w domu, a może wyjechać za miasto?

Po drodze mijała małą cukiernię. Wstąpiła by kupić trochę drożdżowych rogalików.

Z pachnącą torbą, dotarła do mieszkania rodziców. Weszła po schodach i nacisnęła na klamkę drzwi nr 11. Były zamknięte. Zaczęła cicho, jednostajnie pukać. Zza drzwi usłyszała: „już idę, juz idę”.

Otworzyła jej mama. Ubrana była w przetarte dżinsy i luźną koszulę w paski. Na nogach miała klapki, a włosy związała w luźny kucyk.

– Witaj córeczko, jak się masz?

– Cześć mamo. Dobrze. Kupiłam rogaliki.

– Świetnie, chcesz kawę?

– Hm…Tak, poproszę.

Zdjęła tenisówki i kurtkę. Usiadła na dużej wygodnej kanapie. W pokoju grało radio. Jakaś przedpołudniowa audycja. Wyszła na balkon, z którego rozpościerał się widok na osiedla. Lubiła ten widok. Odetchnęła głęboko.

Usłyszała brzdęk szkła. Na stole pojawiła się kawa i pachnące rogaliki.

Usiadła na kanapie obok mamy. Upiła łyk kawy i ugryzła rogalik. Kawa, jak zwykle była aromatyczna, a rogalik chrupki z pysznymi powidłami.

– Mamo, pamiętasz moje koleżanki z podstawówki?

– Na pewno nie wszystkie, miałaś dużo przyjaciół.

– Ale takich najbliższych, chyba nie.

– Miałaś kilka najbliższych przyjaciółek. Nie pamiętasz?

– Pamiętam właśnie. Ale…

– Tak?

– Znalazłam pewne zdjęcie. I nie wiem z kim na nim jestem.

– Jak to?

Wyjęła z kieszeni kurtki zdjęcie. Podała je mamie. Gdy ta je zobaczyła, chwilę bacznie mu się przyglądała. Chyba trochę zbladła. Przestała się uśmiechać.

– Nic nie pamiętasz?

– Ale co mam pamiętać? Mam wrażenie, jakby ktoś wyciął mi z głowy jakieś wspomnienie. Coś co było tylko moje. I było ważne.

– Tak myślałam, że kiedyś przyjdzie ten dzień. Miałam tylko nadzieję, że coś sobie przypomnisz.

– Nic nie rozumiem. Co miałabym sobie przypomnieć?

– Opowiem Ci wszystko. Minęło tyle lat.

Upiła łyk kawy i biorąc głęboki oddech, zaczęła mówić.

Na tym zdjęciu jesteś taka uśmiechnięta i szczęśliwa. Chyba tylko dzieci potrafią być tak beztroskie i szczęśliwe. Nie pamiętam, żebyś potem była, aż tak radosna.

W milczeniu czekała na dalszą opowieść. Zaniepokojona wstępem.

Dziewczynka ze zdjęcia to Zosia. Tak, chyba tak miała na imię. Byłyście nierozłączne.

Jak wprowadziliśmy się do tego mieszkania, bardzo się ucieszyłaś, że pod blokiem jest duży plac zabaw. Kilka dni po przeprowadzce, poszłam tam razem z tobą. Siedziałam na ławce i czytałam, a ty bawiłaś się na huśtawkach.

Wtedy, tego pierwszego dnia, poznałaś na placu zabaw dziewczynkę. Zosię. Obie miałyście po 5 lat. Od tego momentu widywałyście się codziennie. Ganiałyście po placu zabaw. Bawiłyście się u nas albo u niej w domu. Mieszkała tutaj, w bloku na przeciwko.

Gdy po wakacjach poszłaś do przedszkola, okazało się, że jesteście w jednej grupie.

Byłyście najszczęśliwsze na świecie z tego powodu. Wymyślałyście różne gry. Opowieści. Czasami bawiłyście się z innymi, ale głównie razem. Byłyście najlepszymi przyjaciółkami.

Byłyście jak dwie połówki całości. Całymi dniami snułyście plany, co będziecie robić w przyszłości. Trochę Wam tego zazdrościłam. Tej przyjaźni. Cieszyłam się, że macie siebie na wzajem.

Słuchała. Zaskoczona. Zszokowana. Jak mogła tego nie pamiętać? Jak mogła jej nie pamiętać? Swojej najlepszej przyjaciółki? Drugiej połowy?

– Dlaczego nic nie pamiętam? Dlaczego nie mam żadnych wspomnień z tego okresu? Bardzo mgliście pamiętam to przedszkole, początek szkoły. Dlaczego?

– No właśnie…

Tutaj na zdjęciu macie chyba siedem lat. To było jakoś, pod koniec wakacji. Wróciliśmy znad morza. Od razu popędziłaś do Zosi. Spotkałam was na dworze i zrobiłam to zdjęcie. Widziałyście się pierwszy raz, po chyba dwóch czy trzech tygodniach.

– Tak to pamiętam. Trochę. I tę koszulkę.

-Kupiłam Ci ją podczas tych wakacji.

Przez następny tydzień w zasadzie cię nie widywałam. Cały czas gdzieś razem się bawiłyście, zajęte sobą. Dodała ze smutnym uśmiechem. Westchnęła.

W ostatni weekend wakacji, Zosia z rodzicami pojechała do dziadków. Nie pamiętam już gdzie to było. W innym mieście. Wracając mieli wypadek. Jakiś kierowca zasnął za kierownicą i wjechał w nich z naprzeciwka. Wszyscy trafili do szpitala. Ale Zosia nie przeżyła.

Teraz słuchała oniemiała. Jak mogła zapomnieć?! Zła na siebie, w zasadzie krzyknęła.

 – Jak mogłam zapomnieć?! Dlaczego nic nie pamiętam?!

– Tego właśnie nikt nie wie.

-Co?! Jak to?

– Po jej śmierci, nie mogłam cię oszukiwać. Musiałam ci powiedzieć, że Zosi nie ma, że miała wypadek i… nie żyje. Nie pamiętam już jak ci to powiedziałam, ale obie płakałyśmy. Myślałaś, że kłamię, a ja starałam się cię uspokoić. Płakałaś całą noc. Potem nie chciałaś jeść. Nie chciałaś iść do szkoły. Nie wiedziałam co mam robić. Radziłam się psychologa, który stwierdził, że tak przeżywasz stratę, i że sama musisz sobie z tym poradzić. Zaczęłaś też chorować. Dostałaś wysokiej gorączki. Spędziłam z tobą dwa dni w szpitalu. Nie było żadnego fizycznego powodu, żebyś była chora. Po tych dwóch dniach, kiedy wróciłyśmy do domu, zasnęłaś i bardzo długo spałaś. Obudziłaś się dopiero następnego dnia po południu. Zdrowa. I jakby odmieniona. Nie mówiłaś juz o Zosi. W ogóle o niej nie wspominałaś. Jak padło gdzieś przypadkiem jej imię, zachowywałaś się jakbyś jej w ogóle nie pamiętała. Jakbyście się nigdy nie znały. Pomyślałam, że tak sobie twój mózg poradził z tą stratą. Po prostu zamknęłaś gdzieś w środku, wszystkie wspomnienia o niej. Kiedyś nawet próbowałam cię podpuścić i zaczęłam coś opowiadać o tobie i o niej, ale wtedy wspomniałaś imię innej koleżanki, tylko mnie poprawiając. To było z jednej strony przerażające. Z drugiej strony przyniosło ulgę. Bardzo się o Ciebie bałam. Po tym jak się obudziłaś i wszytko zapomniałaś, byłaś prawie całkiem sobą.

– Jak to „prawie całkiem”? – Ledwo z siebie wydusiła.

– Stałaś się bardziej poważna. Czasami wpadałaś w zamyślenie. Teraz też tak masz. Stałaś się wtedy w te kilka tygodni, starsza. Jakby w kilka tygodni, przybyło Ci kilka lat.

– Mamo. Ja nadal nic nie pamiętam. Pamiętam tylko uczucie. Pustkę.

Była w szoku.

Cały czas miała poczucie straty. Czuła je, od kiedy pamięta. Taką pustkę. Jakby ktoś jej coś zabrał. Nie wiedziała co. Zawsze myślała, że taka po prostu jest. To była ta strata. Jej najlepsza przyjaciółka. W wieku siedmiu lat, najważniejsza osoba na świecie.

Wracała do domu pogrążona w myślach. Nie miała pojęcia, co myśleć. Bardzo, ale to bardzo starała sobie coś przypomnieć. Cokolwiek. Nic. Straciła wspomnienia. Ukryła je gdzieś głęboko w swojej głowie. Czy miała inne? Czy je czymś zastąpiła? Czy jej wspomnienia w ogóle były prawdziwe?

W domu, usiadła na kanapie. Z podwiniętymi pod siebie stopami. Wzięła zdjęcie do ręki. Zaczęła zapadać noc. Jeszcze długo się w nie wpatrywała.

„Jaka chciałaś być jak dorośniesz?”„Kim teraz jesteś?”

Kim jesteś.

 

 

Proza współczesna. Pismo literackie, wydawnictwo, sklep internetowy.

Monika Góźdź – copywriterka, psycholog, miłośniczka kawy oraz książek czytanych nocą.
Zaczęłam pisać, bo nie lubię „wodolejstwa”i zbędnych słów. Według hasła: „mniej słów, więcej znaczenia”, stawiam na jakość. Pisanie jest dla mnie jedną z najlepszych form sztuki i przekazu.

 

 

 

 

 

PODZIEL SIĘ

Do góry