RR: Ukazała się twoja debiutancka książka poetycka. Czujesz, że pozbywasz się właśnie jakiegoś bagażu – nie tyle co ciążącego ci w związku „z robieniem w literaturze”, ile emocjonalnego? Zaczynasz mieć już dystans do wierszy, które opublikowałaś? Będzie ci teraz zdecydowanie łatwiej?
GI: Łatwiej w związku z czym? (śmiech).
RR: Z wejściem w ten literacki świat, bo masz już tę świadomość, że jesteś po debiucie, masz pierwszą książkę na koncie.
GI: Może od początku. Wiesz dobrze i nie jest to żadną tajemnicą i mogę to powiedzieć głośno. Dla mnie ten tomik jest, oczywiście jak mówisz, zrzuceniem bagażu emocjonalnego. A nawet bardziej bym powiedziała, że zamykam tym tomikiem pewien rozdział w swoim życiu.
RR: Taki bolesny rozdział?
GI: Bolesny bardzo.
RR: Bo ta książka jest pełna emocji. I podczas lektury odniosłem wrażenie, że choć jest to książka debiutancka, to jednocześnie jest to książka pożegnalna.
GI: Tak, ja już w ogóle nie mogę patrzeć na te wiersze. Bo spora część tych wierszy pochodzi z lat, które były dla mnie bardzo trudne. Ale nawet teraz, kiedy pisałam wiersze do tomiku, które w jakimś sensie rozliczały się z tym czasem, to z jednej strony cieszyłam się, że oddaję z siebie coś jeszcze, co wiązało mnie z tamtym okresem, a z drugiej strony naprawdę czułam taki ogromny ciężar. Niechęć wręcz do powrotu. To było takie dwojakie: cieszyłam się, że pozbywam się resztek „tamtej siebie”, a jednocześnie niedobrze mi wręcz było. Wiesz, już bez sentymentu podchodzę do tej książki. W sensie, że nie wiem, co się z tą książką wydarzy, co więcej: nie przywiązuję do tego wagi. I kiedy ona już się pojawiła, a ja mogę ją dotknąć, to rzecz jasna, ogromnie się z tego faktu cieszę, ale to, co zrobi z nią ewentualna krytyka – trochę mnie nie obchodzi. Ta książka jest dla mnie samej i dla tych czytelników, którzy mają podobne doświadczenia.
RR: Czyli krytyka cię nie obchodzi, ale czytelnik już tak? Czytelnik, który spojrzy na te wiersze od strony emocjonalnej to dla ciebie ktoś inny niż krytyk, który spojrzy na nie od strony „technicznej”?
GI: Tak. Ja chyba zawsze do sztuki tak podchodziłam. Kiedy grałam na wiolonczeli, to osoby postronne mówiły, że byłam bardzo umuzykalniona, natomiast technicznie miałam różne niedociągnięcia. Bo nasza nauczycielka, która była moją pierwszą nauczycielką na tym najważniejszym etapie, bardzo zawodziła na poziomie technicznym. Ona nas uczyła w ten sposób, że my się sami praktycznie uczyliśmy i ze szkoły wyszliśmy wszyscy z jakimś takim „wahnięciem”. Stąd też bardziej zwracam uwagę – nie na to, czy coś jest doskonałe pod względem formy, choć oczywiście forma również jest ważna, bo jest nośnikiem emocji, tylko na to, na ile przekonuje mnie warstwa podskórna. Jeśli nawet ktoś spod tej niedoskonałości formy i języka wydobędzie coś dla siebie, to będzie to miało dla mnie największe znaczenie. Wiem, może to wszystko brzydko brzmi…
RR: Buńczucznie wręcz. Ledwo debiutujesz i już mówisz, że krytyka cię nie obchodzi.
GI: Nie, że nie obchodzi. Po prostu nie wiem, czy wydam następną książkę. Bardzo możliwe, że nie.
RR: Wspomnieliśmy już, że uczyłaś się w szkole muzycznej. I dla mnie to było duże zaskoczenie, bo czytając twój tomik podświadomie szukałem w nim wyraźnej melodii, rytmu, tymczasem twoje wiersze są tego pozbawione, są bardziej sprozaizowane, czasem przypominają luźne notatki… To przełamanie było u ciebie celowe?
GI: Chyba nie potrafię pisać tak, żeby było „muzycznie”, rytmicznie. W takim stylu. Wydaje mi się, że Filip Zawada jest też po szkole muzycznej i pamiętam, że kiedy siedziałam raz z Szymonem Słomczyńskim, to Szymon wtedy powiedział: „Filip jest przecież muzykiem, a tego po frazie jakby nie widać”. I ja sobie pomyślałam wtedy: „O rany, chyba moja fraza też taka nie jest i nigdy nie będzie”.
RR: Mnie to zaskoczyło bardzo pozytywnie.
GI: Bo wiesz, ta rytmizacja to jest bardziej forma. Gdybym ja się na tym bardziej skupiała, wówczas bardziej myślałabym formą, a nie emocjami, jakkolwiek patetycznie to zabrzmi.
RR: Nie myślałabyś sercem.
GI: Właśnie. Być może to, co mówię jest bardzo romantyczne, jest przeżytkiem, ale myślę, że nie tylko ja tak piszę. Przeżyciami, doświadczeniem.
RR: Tak czy inaczej swoje emocje musiałaś jakoś nazwać. „Zróbmy sobie przeszłość”, tak brzmi tytuł twojej książki. Wiadomo, od razu mam z tyłu głowy tytuł filmu „Zróbmy sobie wnuka” (śmiech), ale nie o to tu przecież chodzi. Ja po tytule sobie to tak interpretuję: przyszłość jest niepewna, przeszłość wiąże, a teraźniejszość oznacza marazm. Żeby się z niej wyrwać musisz na nowo ułożyć sobie (zrobić) przeszłość. I tak też robisz, ale czy nie podchodzi to już pod kreowanie rzeczywistości? Podczas pisania miałaś takie momenty, kiedy włączała ci się autocenzura i myślałaś: o tym napiszę, a o tym już nie? Czy takie układanie przeszłości na nowo, po czasie – nie jest formą kreacji?
GI: Nie.
RR: Nie?
GI: Odpowiem krótko. Nawet nie zastanawiałam się nad tym, czy mogę o czymś opowiedzieć lub też nie mogę. Wiesz dobrze, że w powieści, którą aktualnie piszę również nie oglądam się za siebie. I tak też było tutaj. Jeśli jakieś osoby zobaczą siebie w moich wierszach, to jest już ich problem. Wydaje mi się, że w ogóle nie powinno następować coś takiego jak autocenzura u osoby piszącej. Gdybym ja się tutaj gdzieś hamowała, to byłaby to droga donikąd.
RR: Długo musieliśmy czekać na twoją książkę. Pamiętam, kiedy się poznaliśmy, to był bodajże 2014 rok i nasza pamiętna dyskusja o młodej poezji polskiej w Sky Tower we Wrocławiu. Potem przyszły publikacje, zwycięstwa w Turniejach Jednego Wiersza im. Rafała Wojaczka, potem trochę zniknęłaś, aż mamy końcówkę 2021 roku i twoją książkę. Co spowodowało, że w końcu postanowiłaś zebrać te teksty, bo przecież w tomiku znajdują się ostatecznie wiersze z różnego okresu, które składają się na intrygującą, mocną całość.
GI: Bardzo prosta odpowiedź. Stało się to za sprawą Jacka Bieruta, który wyszedł z propozycją publikacji.
RR: A co by było, gdyby z taką propozycją nie wyszedł? Czy ta książka w ogóle by powstała? Mam wrażenie, że z biegiem lat było ci coraz bardziej obojętne, czy cokolwiek wydasz, czy też nie.
GI: Tak, wiesz, ja już trochę zobojętniałam. Obojgu nam chyba spowszedniała forma poezji i coraz rzadziej wyrażamy się w tej formie.
RR: Ja na przykład nie napisałem wiersza od półtora roku. I nie czuję z tego powodu, wiesz…
GI: Dyskomfortu?
RR: Tak, nie czuję dyskomfortu. Czuję się lepiej, nie pisząc.
GI: Bo pisanie wierszy jest czasochłonne. Mam u siebie teksty, które napisałam w pięć minut, ale były też takie, gdzie jedno zdanie pisałam godzinę, dwie. Wiem, bo patrzyłam na zegarek (śmiech).
RR: A gdzie najczęściej pisałaś? W środkach komunikacji? W domu?
GI: Piszę zawsze w domu. Jeśli jednak chodzi o pomysł, to są różne miejsca. Czasem o czymś pomyślę, robiąc coś innego. I „to” do mnie przychodzi. Wisława Szymborska tak miała, że wiesz, przychodziły do niej całe teksty i ona je jedynie spisywała. Do mnie całe teksty nie przychodzą, ale poszczególne frazy – owszem.
RR: Bardzo mi się spodobało to, że w jednym z wierszy nawiązałaś do Reinera Kunzego i jego „Remontu poranka”. Twoje wiersze również zawierają w sobie coś z remontu. Ich zadaniem jest coś odbudować, wyremontować. Są oczyszczające. To ciekawe, bo masz ambiwalentny stosunek do poezji. Na samym początku tomiku wspominasz, że poezja „nie ocala”, a jednak potem, że wiersz to „wszystko, co mogę”. Mimo wszystko wierzysz w moc literatury…
GI: Wiesz, nie wiem, czy w tym zdaniu akurat zawiera się moc. Dla mnie jest takim wyrazem, że to jakby Nic. Tylko tyle. Że to coś takiego, jakby w cudzysłowie: „ktoś prosi cię o jałmużnę i ty dajesz tej osobie dwa złote, choć mógłbyś dać dwadzieścia, lecz tylko tyle w tej chwili możesz”. I chyba podobnie traktuję tę frazę. W ogóle słowo jest zawsze w jakiś sposób ułomne. I to wychodzi w różnych sytuacjach w naszym życiu. Poezja swoim rozmetaforyzowaniem stara się wypełnić tę lukę, choć nie do końca jej się to udaje.
RR: Wiersz jest u ciebie wypełnieniem miejsca po drugiej osobie, rodzajem ekwiwalentu. Da się w treści wyczuć jakąś potencjalność, w stylu: co by było, gdyby. Jest rodzajem rekompensaty, opowiada o tym, co miało się wydarzyć, ale ostatecznie się nie wydarzyło. Bardzo ciekawi mnie, czy w takim wypadku byłaby możliwa zupełnie inna wersja twojej książki?
GI: Czy gdyby moja historia inaczej się potoczyła? Myślę, że tak. Kształt tej książki byłby zupełnie inny. Dziś bardzo popularne są nurty naukowe w rodzaju historii alternatywnej. Pamiętam ze studiów, że Teresa Walas poruszała tę tematykę w jednym ze swoich artykułów naukowych. Lubię zastanawiać się, co by było, gdyby dana rzecz się nie wydarzyła, gdyby to doświadczenie było inne, gdybym czegoś tam nie przeżyła. Może to frazes, ale wszystko nas kształtuje. Zawsze starałam się oglądać moje doświadczenia z różnych stron. I to mi pozwala samą siebie zrozumieć i miejsce, w którym się znajduję. I ta książka taka właśnie jest. To jestem Ja.
RR: W twoich wierszach pojawia się również Jezus Chrystus. Podmiotka twoich wierszy jest właśnie takim Jezusem z Golgoty. Bierze na barki grzechy drugiej osoby, ale nie jest to żaden rodzaj wywyższenia z jej strony. Ta figura cierpiącej osoby za czyjeś grzechy jest bardzo interesująca. Ona pojawiła się jakoś podświadomie, była efektem twoich doświadczeń? Skąd ten pomysł na porównanie się do Jezusa umierającego za grzechy świata?
GI: Ta figura wyszła trochę jednak podświadomie. Ale ja chyba miałam tak przez całe dotychczasowe życie, że brałam na swoje barki „grzechy kogoś”.
RR: Każdego chciałaś uzdrowić?
GI: Tak. I stąd ta figura. Dziś już świadoma, ale wtedy, kiedy pisałam te wiersze była ona nieuświadomiona.
RR: Podoba mi się u ciebie postać Boga, bo nie jest to Bóg w rozumieniu chrześcijańskim, katolickim. To Bóg rodem z greckich mitów, bardzo ludzki, mający swoje słabostki. Wiesz, taki Bóg z krwi i kości, bardzo przekonujący, któremu się wierzy. Skoro więc miłość i poezja nie ocalają, to może jednak wiara?
GI: Ale pytanie! Myślę, że każdy sam powinien odpowiedzieć sobie na nie. Mnie wiara ocaliła. W ważnym dla mnie momencie na początku 2021 roku. Cieszę się, że tak tego mojego Boga odbierasz. Bo ja takiego Boga chcę widzieć. Wtedy mam z nim większą więź. Nawet Kościół przecież mówi, że zostaliśmy stworzeni na wzór i podobieństwo Boga. Może więc Bóg serio taki jest?
RR: Właśnie, my tu sobie rozmawiamy o wierze, gdybamy, a współczesna krytyka literacka potrzebuje jasnych deklaracji, nie obchodzą ją wątpliwości. Nad twoimi wierszami, jak wspomniałaś, unosi się duch romantyzmu. W książce bardziej interesują cię tematy uniwersalne, poruszasz kwestię wiary, miłości. Daleko ci do poruszania tematów aktualnych, politycznych.
GI: Bo wiesz co, tego jest już po prostu za dużo. Większość krytyków więc pastwi się nad poezją. Chodzi im tylko o to, żeby była jeszcze bardziej zaangażowana. A ja jestem zaangażowana w swój świat. Gwarantuję, że większość odbiorców jest również zaangażowana w siebie. Ja jestem za tym, żeby literatura żyła i była ponad czas, który jest nam dany. Oczywiście nie mówię tutaj o sobie, swojej twórczości. Poezja przecież i tak umiera…
RR: Dlaczego sądzisz, że umiera?
GI: No bo zobacz, że my się już nawet wypaliliśmy. I nie wiadomo, co będzie dalej (śmiech).
RR: Może to po prostu pewien etap?
GI: Może. Na pewno forma poezji już się gdzieś tam wyczerpuje. I tak trochę piszemy dla samych siebie. Większość ludzi i tak ci powie, że boją się poezji, nie rozumieją jej.
RR: Wolałabyś, żeby twoje wiersze zostały przez czytelnika zrozumiane czy jednak, żeby zostały „przeżyte”?
GI: Ciekawe pytanie. Wolałabym, żeby zostały przeżyte. Bo ten tomik to trochę dla mnie rodzaj terapii. I chciałabym, że był dla kogoś również punktem zaczepienia.
RR: Czyli poezja się kończy, a jednocześnie jest dobrą formą terapii?
GI: Myślę, że właśnie tak chcę rozumieć słowo. Może to górnolotnie zabrzmi, ale jak się porozglądamy po wielu arcydziełach i zajrzymy w życiorysy autorów, to zazwyczaj wychodzi na to, że w większości są to jakieś terapie – bardziej lub mniej przefiltrowane. Są to doświadczenia ludzi, którzy po prostu pisali.
RR: To też rodzaj ekshibicjonizmu.
GI: Tak, tak. Zdecydowanie. Nawet w prozie. Często wlewamy w postacie swoje przeżycia, swoje doświadczenia – tylko bardziej są one zakamuflowane niż ma to miejsce w przypadku poezji. To w niej, jak mówisz, jest pełen ekshibicjonizm. W prozie mamy jednak kreacje…
RR: Nie przeraża cię perspektywa ewentualnych spotkań autorskich? Bo wiesz, wtedy będziesz musiała jednak wejść w rolę bohaterki tomiku. I nie tylko znów będziesz musiała wrócić do swoich wierszy, ale również będziesz musiała je przeczytać. Na głos.
GI: Nie, ja już mam wszystko przepracowane. Jestem już tylko zmęczona tym, co przeżyłam. Ale nie, bać się nie boję. Ja już postawiłam kropkę. Stąd może tylko to zmęczenie. Staram się jednak pisać tak, żeby już się tego nie bać.
RR: Jest u ciebie i Reiner Kunze, jest i Roman Honet i jego „Świat był mój”. Nawiązujesz nawet do wiersza „Jestem Julią” Haliny Poświatowskiej. Czy Julia to kolejna figura obok Jezusa występująca w twojej książce?
GI: To chyba jednak wyszło trochę z przypadku. Może wszystkich tutaj zawiodę albo odpowiem jak Mickiewicz (śmiech): „Jak pisałam to pamiętałam, a teraz już nie pamiętam”. Ten wiersz, o którym wspominasz powstał parę lat temu.
RR: Ale bohaterka tego wiersza też odgrywa rolę cierpiącej osoby.
GI: Tak, pamiętam, ale chciałam zrobić to na przekór Poświatowskiej i skonfrontować się, zrobić to po swojemu.
RR: Przeżywałaś okres fascynacji poezją Poświatowskiej?
GI: Znaczy… Chyba w pewnym momencie… Być może. Nie wiem czy nie przerabiałam jakiegoś wiersza Poświatowskiej na zajęciach ze swoimi studentami. I ten wiersz, o którym wspominasz, gdzieś mi się tam przypomniał. Poza tym znany jest chyba każdemu.
RR: Nie obawiasz się, że twoi studenci przeczytają twój tomik?
GI: Wiesz, teraz zajęć nie prowadzę, więc nie ma problemu (śmiech). Nie powiem, myślałam o tym wiele razy. Ale nie. Wiem, że studenci bywają nieraz brutalnymi czytelnikami. To jest jednak zawsze jakiś feedback dla nas. Więc nie, nie boję się.
RR: A więc jednak obchodzi cię odbiór tej książki.
GI: Bo my postrzegamy krytykę przez pryzmat profesjonalnych omówień, recenzji. Nie mówiłam, że krytyczno-literacki odbiór mnie nie obchodzi. Wiesz, nie będę płakać, jeśli ktoś po prostu napisze, że ta książka jest beznadziejna. Napisałem ją dla wszystkich tych, którzy chcą coś tam poprzeżywać. Na pewno jeśli ktoś coś o tej książce napisze, to będzie mi miło.
RR: Więc co teraz będzie?
GI: Mam w życiu tak wiele ochoty na robienie różnych dziwnych rzeczy, że nie chcę się zamykać w żaden sposób. Nie jestem nastawiona na ciągłe pisanie, nie zależy mi na tym, żeby wydawać teraz co dwa lata kolejne tomiki. Nie czuję presji. Podchodzę do tego podobnie jak Piotr Sommer. który wydaje sobie książkę raz na dziesięć lat, kiedy – mam wrażenie – czuje taką potrzebę. I chyba na tym też to polega.
RR: Dziękuję za rozmowę.
7 grudnia 2021 r.
Książka dostępna tu: https://allegro.pl/oferta/gabriela-iwinska-zrobmy-sobie-przeszlosc-poezja-11560538798
A tu zapis dźwiękowy rozmowy:
Gabriela Iwińska. Debiutowała u Józefa Barana w 2013 r. w Wierszowisku Dziennika Polskiego. Została uczestniczką programu Połów, organizowanego przez Biuro Literackie w 2014 r. Czytała w 2016 r. swoje wiersze także w Studenckim Radiu Luz. Uczestniczyła w warsztatach poetyckich pod okiem Ewy Sonnenberg. Uczestniczka programu warsztatowego Potencjały/Stajnia (prowadzonego przez Jacka Bieruta). Dwukrotna laureatka I miejsca Turnieju Jednego Wiersza Wiosna Poetów w latach 2016 i 2017 oraz lauretka II miejsca w 2016 r. i I w 2017 r. Turnieju Jednego Wiersza im. Rafała Wojaczka. Zdobywczyni także kilku wyróżnień w turniejach poetyckich. Publikowała online, m.in. w Interze oraz na stronie Wydawnictwa j. Mieszka we Wrocławiu.
Rafał Różewicz – urodzony w 1990 roku w Nowej Rudzie. Twórca tekstów poetyckich, redaktor, recenzent, początkujący prozaik. Autor dwóch książek poetyckich: Product placement (2014) i Państwo przodem (2016). Nominowany do Nagrody Poetyckiej Silesius w kategorii debiut roku (2015) i dwukrotnie do Nagrody Kulturalnej „Gazety Wyborczej” wARTo (2015, 2017). Wyróżniony również w Złotym Środku Poezji (2015). Tłumaczony na języki. Po mrok jest jego trzecią książką poetycką. Mieszka i pracuje we Wrocławiu.