Krytyka literacka. Poezja, proza, literatura współczesna. Pismo literackie i wydawnictwo

Ta która czeka już w ogródku …
Z Karolem Maliszewskim rozmawia Dagmara Pułaczewska

 

Stoi cicho, nie widać jej twarzy.
Raz wyraźna, raz rozmazana.
Czeka i jest…

 

Dagmara Pułaczewska: W Pana powieści jeden z bohaterów wypowiada takie słowa: „Porządek słów jest szlachetnym złudzeniem, tymczasem prawda o życiu jest organiczna, międzykomórkowa, i w sposób co najmniej wątły wiąże się z porządkiem słów. Porządek słów jest elementem tła”.

Jak Pan się odniesie do tego stwierdzenia jako osoba, która pracuje słowem i nad słowem? Po co mówić, pisać?

Karol Maliszewski: Choćby dla tego ułamka, który się jednak ocala, zaczepia w słowach. Skazani jesteśmy tylko na takie szczątki. Cierpliwe ich wyławianie i wiara w ich ocalający sens jest sednem pracy pisarskiej. Poeta robi to spontanicznie, jakby wychowany na takich strzępkach, prozaik krąży wokół problemu (nieprzystawalności) i zagaduje, ale i tak kończy często na takim paradoksalnym odczuciu. Żyje się w tej sprzeczności, pisze i nie ma powodu do rozdzierania szat. Należy sobie jakoś radzić w tej sieci ograniczeń i samoograniczeń.

D.P.: Dlaczego zatem ocalać, łapać sens? Dla siebie, dla innych? Nie lepiej doświadczać życia takim jakie jest – „organicznie, międzykomórkowo”.

K.M.: Można żyć jak zwierzę, nie rozdzierać futra, nie pytać o sens. I wielu tak żyje. Piękny stan, zazdroszczę im. To nawet szczególnie modne ostatnio, w czasach posthumanizmu. Ja ciągle tkwię w tym swoim lepkim humanizmie, prawie narcyzmie, który z grubsza polega na tym, że wciąż zastanawiam się, po jaką cholerę zaistniało coś takiego jak ja. Pisanie wynika z niecierpliwości, niedosytu bądź niechęci względem już udzielonych odpowiedzi. W kwestii sensu każdy udziela sobie odpowiedzi sam. Dlatego tyle osób teraz pisze. Niekiedy jedna z udzielonych odpowiedzi, czy zaledwie sugestii, nabiera większego rozgłosu. Ma swoje pięć minut.

D.P.: Skąd taka potrzeba u jednych, a u drugich jej brak?

K.M.: Nie jestem antropologiem, nie mam pewnych i uczonych odpowiedzi. Intuicja podpowiada mi wyjaśnienie genetyczne, już się tacy rodzimy. Wyobraźnia podsuwa inne rozwiązania, wskazując na ludzi, którzy w byciu czują się jak ryba w wodzie, nie rozmyślając wiele albo wcale o tej wodzie. Chłoną bycie naturalnie, bezrefleksyjnie. Wychowali się w środowisku, w którym takie podejście było najwłaściwsze.

D.P.: Szkice krytyczne, proza, poezja, wiersze dla dzieci – szeroki zakres działalności twórczej. Z czego wynika potrzeba działania na tak różnych polach?

K.M.: Nie mam rozsądnej odpowiedzi, to mi pachnie czymś irracjonalnym. Raz na kilka tygodni biorę kartkę i zaczynam sobie rymować na sposób dziecięcy. Potem o tym zapominam. Jednocześnie piszę recenzje, felietony, szkice, fragmenty prozy, które będzie trzeba jakoś skleić. Codziennie zapisuję jakieś jedno zdanie z myślą o wierszu. I coś z tego nieraz wychodzi. Tkwię po czubek głowy w jakiejś gęstej substancji, słyszę chlupot. Wsłuchuję się w to, zapisuję.

D.P.: „Tkwię po czubek głowy w jakiejś gęstej substancji, słyszę chlupot”. To zdanie zapachniało grozą…

K.M.: Jest tylko kolejną metaforą niepojętego. Bo przecież nie mówimy o literacie i jego literackiej pracy. Mówimy o procederze metafizycznym, o zanurzeniu w nurcie życia i próbie utrzymania się w substancji, w wodzie. No i jedni z tego powodu piszą. A co do tej metafory, może ona trochę przesadzona, stąd takie Pani odczucie. Ale niektóre rzeczy nie mogą się uzmysłowić bez przesady, bez wyrazistej doniosłości. Wtedy dopiero do nas dochodzą. Oczywiście, już skręcone, skrzywione, ale przynajmniej poruszające.

D.P.: Czyli tak jakbyśmy przerabiali je na własną modłę?

K.M.: Tak to postrzegam. Człowieczeństwo opiera się na ustawicznej pracy. Bez przerwy przerabiamy już przerobione. Przymiarka, przeróbka, fastryga to motyw tytułowego wiersza tomu Piosenka o przymierzaniu. Ale zaznaczam, że ojciec nie był baśniowym krawcem z Leśmiana, był człowiekiem z krwi i kości. Tylko że ja już tych kości nie pamiętam. Wyobrażam sobie.

D.P.: Motyw ojca pojawia się również w poprzednich Pana pracach.

K.M.: Przewija się taka postać w wierszach i fragmentach prozy. Najwięcej jej w Manekinach. Jest ogromna, rzuca cień. To ojciec starotestamentowy i noworudzki zarazem, bijąco-pijący, że tak powiem. Ojciec ostatni, ten z tytułowego wiersza, znacznie złagodniał. Wybaczyłem mu.

D.P.: Zajmuje się Pan „wyławianiem” nowych talentów. Niedawno ukazała się Godzina Wychowawcza – Tomasza Ważnego, z tego co słyszałam na jej ukazanie się miał Pan również wpływ.

K.M.: Mam oko, mam ucho, intuicyjnie rozpoznaję wartość literacką. Potem wskazuję innym, walczę o nią. Próbuję zrozumieć, co mnie ujęło, piszę coś na ten temat, rozmyślam, wadzę się sam ze sobą. Najczęściej nie udaje mi się przebić muru obojętności. Jak do tej pory nikogo nie wypromowałem (a może się mylę?), ale przynajmniej nie siedziałem z założonymi rękami.

D.P.: Rozumiem, że spotyka się Pan z obojętnością względem poezji?

K.M.: Spada zainteresowanie literaturą, a już szczególnie poezją. Promowanie czegoś w tak maleńkiej niszy graniczy z groteską, nie licuje z komunikacyjną sytuacją. Tutaj każde kichnięcie jest dobrze słyszalne, nie trzeba niczego promować. Wszyscy się znamy i mniej więcej wiemy, czego możemy się po sobie spodziewać. Ten światek maleje z dość dużą szybkością. Cieszmy się chwilą, w której w ogóle jeszcze komuś chce się gadać o poezji.

D.P.: Poezja jest dość trudna do zrozumienia, przynajmniej dla mnie, to taka łamigłówka czasami. Fajnie jak się ją rozwiąże, ale na to potrzeba czasu, a może też pewnego doświadczenia. Przy obecnym tempie życia może to być trudne.

K.M.: Na początku nie trzeba rozumieć, rozumienie przyjdzie z czasem. Trzeba być czułym na brzmienia i rytm, cieszyć się harmonią głosek, śpiewać to sobie. To jest pierwotne rozumienie poezji. Polega na czuciu. Zaczynamy od brzmienia i emocji, potem dojdzie cała reszta. Ta cała reszta może dla każdego być zupełnie inna.

D.P.: Niedawno ukazał się Pana tomik poetycki Piosenka o przymierzaniu. Tak trochę odnoszę wrażenie, że żegna się Pan z tymi co odeszli, ale również zostawia coś tym, którzy są.

K.M.: On się już ukazał? Wolałbym, żeby się ciągle rodził. Żeby krążyły maile między Jackiem a mną. Żeby dzwonił do mnie w kwestii kilku przecinków podczas zwiedzania Muzeum Krzyżackiego w Działdowie. Żebyśmy trwali w rozdarciu, w nieokreślonym procesie wykluwania się czegoś. A teraz już pozamiatane. Będę miał go w ręce, dotknę, powącham. Nie wiem, z kim się żegnam, a z kim się tam witam. Pewnie jak zawsze – ze śmiercią. Ona już czeka w ogródku. To jedyna pewność. Nie bardzo pamiętam, o co mi tam chodziło. Pisały się wiersze i tyle. Potem Jacek to wydał. Przede mną następna przepaść do zapełnienia słowami.

D.P.: W pierwszym wierszu Wyjaśnienia padają słowa: „Takie są nasze zajęcia”. Bardzo podoba mi się to zdanie, bez całego kontekstu wiersza, traci znaczenie, w całości nabiera ich wiele.

K.M.: To tekst szczególnie mi bliski. Od niego rozpoczęła się budowa tomu, który miał nosić tytuł „Zajęcia”. Zapisał się w nim wstrząs po wizycie w kłodzkim szpitalu, za chwilę ciocia umarła. Poczułem się powołany przez nieznaną mi siłę do roli kronikarza tej chwili, wysłannika, „korespondenta wojennego”. Chodzi oczywiście o wojnę ze śmiercią. Sytuacja podsunęła mi ogląd, charakter przeczucia, a następnie słowa.

D.P.: W Piosence o przymierzaniu pojawia się motyw ziemi: „Czarna ziemio, przymierzę twe ciuchy”.

K.M.: To motyw śmierci, to motyw krawieckiego warsztatu (metafora bytu), w którym duch ojca podsuwa to i owo. To motyw dzieciństwa i charakteru pierwszych przymiarek, które w konsekwencji noszą w sobie także stygmat przymiarek ostatnich, ostatecznych.

 

D.P.: Odnoszę wrażenie, że podmiot liryczny jest świadomy tego co nieuchronne, zachowując równocześnie pewien dystans.

K.M.: Chyba wreszcie obrosłem w skórę, po wielu latach nauczyłem się dystansu. I nawet się go nie wstydzę, biorąc pod uwagę to z jakiej, cholernie konfesyjnej (i życiopisaniowej), tradycji się wywodzę. Stachura jako ojciec założyciel mojej formacji duchowej. Przeżycie, emocja, rozpasane „ja”, biograficzna dosłowność na pierwszym planie. To nie sprzyjało dystansowi. Ten przychodzi z czasem.

D.P.: Czyli to tak, jakby dojrzałość sprzyjała pewnemu dystansowi. Pozwolę raz jeszcze zacytować słowa jednego z Pana bohaterów: „to taka dziecięca choroba każdego autora. Najpierw wykrzyczeć siebie, a potem już spokojnie, jak po terapii, pisać o ludziach i świecie”.

K.M.: Tu chyba miałem na myśli starą prawdę o towarzyszącej każdemu, kto zaczyna pisać, chęci eksponowania siebie, o koniecznym prężeniu tej ważności przed światem, o potrzebę zaznaczenia się w przestrzeni społecznej. Kiedy to przechodzi, zaczynają powstawać naprawdę fajne rzeczy.

D.P.: Zatrzymał mnie wiersz Konfesja II, zwłaszcza ostatni wers, „ktoś we mnie za tym stał”. Podmiotem lirycznym jest tu kobieta.

K.M.: Za kobietą zazwyczaj stoi mężczyzna. I coś tam mruczy, narzuca, podsuwa gotowy język. Taka jest tradycja rozumienia sprawy. Chciałem spróbować inaczej. Tak naprawdę to za mną stała jakaś kobieta i podsuwała słowa. Poeta był, jest i będzie pierwszym orędownikiem walki z klasycznym podziałem płciowym. Odzywają się w nas głosy, które mają charakter niejasny, zmieszany i hybrydyczny, niewiele robiąc sobie z jakichkolwiek topornych podziałów.

D.P.: Czy mógłby Pan rozwinąć tę myśl: „Poeta był, jest i będzie pierwszym orędownikiem walki z klasycznym podziałem płciowym”.

K.M.: To wynika z długoletniej praktyki pisania. Po prostu przy pewnym poziomie nastrojenia sił twórczych, sposobie wsłuchiwania się w siebie odkrywa się rodzaj ponadpłciowej jedni. Ona gada, a ty zapisujesz, jak chcesz, możesz głosem kobiecym, możesz męskim, zdając sobie sprawę z ciągłej umowności przedsięwzięcia. Dlatego wydaje mi się, że przy poważnym traktowaniu monologującego istnienia widać jego podnapłciową uniwersalność. Ona znosi wszelkie podziały, jest otwartą świadomością. Naprawdę otwartą, jakby czekającą na propozycje. Ale nie narzucajmy jej istotności takich pierdół, jak płeć, wyznanie, ideologia, przynależność partyjna, zaangażowanie społeczne itd.

D.P.: W tomiku wiele z wierszy jest dedykowanych.

K.M.: Naprawdę tak jest? Jakoś nie zdawałem sobie sprawy. Te dedykacje wskazują na wspólną przestrzeń przeżyć. To przede wszystkim dedykacja dla żony, Joasi. Jest ślad wieloletniej przyjaźni i doświadczeń duchowych zachodzących we wspólnocie lokalnej, sudeckiej, ale i literackiej, stąd dedykacja skierowana do Olgi (Tokarczuk), stąd wspomnienie Zygmunta Krukowskiego i Beaty Jaroszewskiej, poetycka rozmowa z Rafałem Różewiczem. Odbijają się w nich pewne przygody intelektualne, filozoficzne, poetyckie, stąd szczególna czułość dla Any Blandiany, rumuńskiej poetki, którą odkryłem na festiwalu w Gdańsku, dla Pawła Próchniaka, brata we wrażliwości, Krzysztofa Matuszewskiego, dzięki któremu mogłem na nowo przeżyć filozofię Georga Bataille’a. A jedna ma charakter szczególny. Dzięki tej osobie w ostatniej chwili wrócił do tomiku wiersz, który wywaliłem do kosza. To dedykacja dla Tatiany (Tokarczuk).

D.P.: Najwcześniejszy wiersz powstał w 2014 r., tak więc wiersze powstawały na przestrzeni wielu lat. Dlaczego akurat teraz uznał Pan, że zbiór jest już zamknięty, gotowy do wydania?

K.M.: Za bardzo tego nie ogarniam. Piszę wiele rzeczy naraz. I to się wszystko odkłada, gromadzi, czeka na korektę i redakcję, jakiś rodzaj wydostania się na zewnątrz, do ludzi. Wraz z tym tomikiem pisał się inny. Chwilami coś się nakładało. Trudno mi o precyzję. Może ten tomik wcale nie był gotowy do wydania? Ale jakoś mi się udało zmylić czujność wydawcy.

D.P.: Utożsamia się Pan z bohaterami swoich utworów?

K.M.: Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Tak, jak utożsamiałem się z bohaterami wielu wcześniej czytanych książek. To były dla mnie realne byty, z którymi można rozmawiać, które się śnią, towarzyszą nam po przebudzeniu. Uzupełniają życie. Stwarzamy sobie takie teatralno-ludzkie zaplecze, bez tego nie da się funkcjonować. Realne życie wymaga nierealnych zabiegów, rytuałów itd.

D.P.: Dlaczego?

K.M.: To chyba oczywiste. Jest nie do zniesienia. Ludzie czuli to od początku, oplatając nagie, niezrozumiałe czy też okrutne życie siatką rytuałów, religią, poezją, sztuką, zmyśleniem, konfabulacją, opowieścią, rytmem, tańcem, muzyką itd. To budowało poczucie sensu, chwilowe ukojenie, zapomnienie bądź wyjaśnienie.

 

Jak kupić „Piosenkę o przymierzaniu”

 

 

Karol Maliszewski

 

Urodził się w 1960 r. w Nowej Rudzie, gdzie mieszka do dzisiaj. Pracuje w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego. Opublikował dziewięć zbiorów wierszy – ostatnie to „Potrawy pośmiertne”, 2010, „Ody odbite”, 2012 i „[małe zawsze]”, 2017, oraz osiem książek prozatorskich, m.in. „Faramucha”, 2001 (nominowana do Paszportu Polityki), „Sajgon”, 2009, „Manekiny”, 2012, „Przemyśl-Szczecin”, 2013 (nominowana do Śląskiego Wawrzynu Literackiego), „Ludzie stąd”, 2017. W roku 1999 ukazała się jego książka krytycznoliteracka pt. „Nasi klasycyści, nasi barbarzyńcy”, a w 2001 druga książka tego typu, zatytułowana „Zwierzę na J. Szkice o wierszach i ludziach”. Następnie wydał: „Rozproszone głosy. Notatki krytyka”, 2006 (nominowana do Nagrody Nike), „Po debiucie”, 2008, „Pociąg do literatury”, 2010, „Wolność czytania”, 2015. Jest współautorem podręcznika „Jak zostać pisarzem”, 2011. Ostatnio wydał książkę krytycznoliteracką pt. „Poezja i okolice” i wybór wierszy z lat 1984-2014 zatytułowany „Jeszcze inna historia”. W 2017 zadebiutował jako twórca dla dzieci książką pt. „Przypadki Pantareja”. Był jurorem w programie zajmującym się promocją młodych talentów – „Dolina Kreatywna” (program II TVP), a także stałym recenzentem literackim programów „Rewolwer Kulturalny” i „Magazyn Aktualności Kulturalnych” (Telewizja Wrocław). W radiu TOK FM prezentował stałe pogadanki radiowe z cyklu „Literackie powroty do dzieciństwa”. Współpracował z „Telewizyjnymi Wiadomościami Literackimi” jako recenzent. Przez kilka lat redagował debiutanckie tomiki poetyckie wychodzące w serii „Z kołatką” przy Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich we Wrocławiu. W ramach działalności Biura Literackiego w gimnazjach i liceach wrocławskich organizował lekcje w ramach projektu „Szkoła z poezją”. Współpracuje z wrocławskim wydawnictwem „Warstwy” jako autor recenzji wewnętrznych. Opracował cykl spotkań „Dorzecza”, prezentując wybrane dolnośląskie środowiska literackie we Wrocławskim Domu Literatury, gdzie jest członkiem Rady Programowej. Zorganizował i od 25 lat prowadzi Noworudzkie Spotkania z Poezją, redagując towarzyszące im antologie poetyckie. Aktywnie działa przy organizacji Festiwalu „Góry Literatury” (Nowa Ruda i okolice), prowadząc spotkania autorskie oraz wspólnie z Olgą Tokarczuk i Zbigniewem Kruszyńskim warsztaty prozatorskie dla debiutantów. Zajmuje się poradnictwem literackim, np. w rubryce „Pocztówki literackie” w „Odrze” czy ostatnio (sierpień 2017) podczas Festiwalu Kultury Studenckiej FAMA w Świnoujściu, gdzie był odpowiedzialny za sekcję literacką. Jest członkiem jury nagrody „Warto” („Gazeta Wyborcza”), wyławiając i nagradzając dolnośląskie talenty literackie. Pełni obowiązki eksperta przy Wrocławskim Programie Wydawniczym. Jest członkiem zarządu Fundacji „Literacka Polska”, współpracuje z jej internetowym portalem, przeprowadza wywiady z pisarzami, zamieszcza recenzje. Od 2016 roku zasiada w jury Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”.

 

 

Dagmara Pułaczewska
Dagmara Pułaczewska

 

 

PODZIEL SIĘ

Do góry