Proza współczesna. Pismo literackie, wydawnictwo, sklep internetowy.

Wojciech Koryciński
Wieża (fragment powieści, która nigdy się nie ukaże)

Teleportacja

 

27.07.2010 (rano)

Podróże kształcą. Podróże kształcą? Podróże kształcą.

Wybaczcie, ewentualni i przypadkowi adresaci (hehe), ale ciężko znoszę podróże. Cóż, może równie ciężko jak podróże znoszę życie. I dlatego dałem się przekonać doświadczeniu studentów, którzy zasiedli obok mnie w Lajkoniku (oni zawsze są nadzieją przyszłości i „czynnikiem reakcji”).

Lekcja pierwsza: nie ma nic lepszego w długiej podróży niż teleportacja. Teleportacja polega na tym, że przed wejściem do autobusu należy się na tyle „znieczulić”, by od razu zasnąć i obudzić się dopiero u celu podróży. U moich towarzyszy studentów zadziałało, u mnie nie do końca, bo zamiast do miejsca przeznaczenia teleportowało mnie do dzieciństwa.

Tak sobie myślę, że ze mną od początku coś było nie tak. Ale co? Na przykład to, że miałem poczucie, że „ze mną coś jest nie tak”. A przecież sama świadomość już wystarczy, by przeświadczenie o „odstępstwie” w sobie pielęgnować i budować mitologię osobistą, mitologię na własny użytek. I wznosiłem tę budowlę jak poemat rozkwitający, wytrwale poszukując śladów naznaczenia i tropiąc złodziei idei. A teraz los brutalnie potwierdził moje przeczucie. „Brutalnie” – czemu od razu „brutalnie”? To słowo brzmi jakoś niestosownie, dramatycznie, trwożliwie, niewieścio. Może zbyt poważnie to wszystko traktuję? Nie tak jak na bohatera XVIII-wiecznych powieści o podrzutkach przystało. A może to „znieczulenie” zaczyna działać?

Właśnie dosiadła się do mnie młoda kobieta, estetycznie zapakowana w płaszcz, maskę (szminko puder) i perfumy…

Świat to plątanina zapachów, epifania barw i kształtów, zagadka tajemniczych olśnień. Wystarczy jakiś komponent w perfumach pięknej kobiety, by uruchomiła się we mnie lawina wspomnień prowadząca w świat dziecinnych uniesień.

Lekcja druga: nie ma nic gorszego niż siedzieć przy kobiecie, która co kwadrans spryskuje się tą samą perfumą?! Na początku jest to miłe, podrażnia delikatnie zmysły i zaczynasz jak dym kadzidła unosić się do nieba, zanosząc modlitwę, żeby choć raz w życiu zobaczyć towarzyszkę swej podróży zupełnie nagą. Ale po kolejnym kwadransie przekonujesz się, że zapach podrażnia twoje ślinianki i że jesteś bardzo głodny i coś byś zjadł, najlepiej coś tak niezdrowego, by szybko uwolnić się od tego słodkiego perfumu?! Orientujesz się wkrótce, że nie tylko ty jesteś poddany tej torturze. Zapach dotarł właśnie do kierowcy autobusu. Widać, że nim wstrząsnął w równym stopniu, bo zaczyna wykonywać nerwowe manewry, co rusz zmieniając pasy na nowiuśkiej A4 (teraz dociera do mnie, dlaczego w okolicach Wrocławia jest najwięcej interwencji, które pobudzają czujne oko patrolującego okolicę Błękitnego 24). Wreszcie kierowca nie wytrzymuje i poirytowany rzuca w przestrzeń: „ale tu coś jebie”. Zalega cisza, a on w kontrze zapala papierosa. Ciekawość elektryzuje podróżnych, ale nie będzie przedstawienia w konwencji Dlaczego ja? Kobieta słucha mp4. Poczuła dym. Wyciągnęła flakonik i przyłożyła do szyi po jednej i po drugiej stronie, w dwóch punktach, a potem nawilżyła jeden nadgarstek i potarła o niego drugim. Schowała flakonik, wyciągnęła lusterko i zbadała, czy równo na wargach leży szminka i czy grzywka się jeszcze przez jakiś czas obroni. A ja już po chwili nie mogę. Nie palę papierosów przecież. Nie piję perfum. Z dwojga złego zawsze wybieram perfumy (formę niemęskoosobową, estetyczną) przeciw papierosom (w postaci brzuchatej i bez formy). Uciec, uciec, uciec, uciec – z zapachu w zapach, od niej ku innej. Zapach towarzyszki podróży obrócić w zapach przyjemny, erotyczny, pierwotny, zakorzeniony w pamięci…

Lekcja trzecia: najwspanialsze podróże odbywają się w pamięci: … zapach Eweliny. Jaki był zapach Eweliny? Nie dotykałem jej przecież nigdy. Jej zapach był i może nadal jest święty, archetyp wszystkich zapachów. Tak, nadal święty. Skąd go znam? Skąd? Trzeba dotrzeć do źródła. Skojarzyć – przedmiot, sytuację, kolor lub słowa, gesty, pocałunki, które jak wehikuł przeniosą cię do przeszłości. Jest, jest, mam, już wiem. Zapach Eweliny to zapach jej książek. Inaczej, to książki miały jej zapach. Książki do WOS-u. Te, które pożyczałem od niej do matury. Do matury?! – dobre. Przecież nie zdawałem matury z WOS-u. Zdawałem, co do dziś mi się śni, z historii (na ustnym miałem „polskie państwo podziemne” oraz „przyczyny, przebieg i skutki Wielkiej Rewolucji Francuskiej”). Ale WOS był moim powołaniem. Zostałem powołany przez Ewelinę, przez jej zapach. I zasypiałem z twarzą w repetytorium „Vademecum. WOS”, wdychając paraliżującą perfumę Eweliny. Nie wszystkie książki były tak ciekawe i społecznie zaangażowane jak ta. Erotyka to podstawa edukacji…

Dworzec PKS Wrocław. Przesiadka. Wychodzą w pośpiechu studenci. Kobiety nie widzę, musiała wysiąść wcześniej. Ale jej zapach nadal utrzymywał się w autobusie.

27.07.2010 (południe)

Kurwa! Szlag by to trafił! Pieprzona teleportacja. Teleportacja nie jest dla wszystkich (lekcja czwarta). Na szczęście kartę schowałem gdzie indziej.

27.07.2010 (popołudnie)

Miał rację Piotr, gdy napisał o tym, że wszyscy studenci to „chujki”. Miał rację. Gdy zasnąłem, okradli mnie, parszywe gnojki. Postanowiłem, że odkuję się w drodze powrotnej. Od razu przystąpiłem do kreślenia planu przyszłej zemsty. Ale po godzinie burzliwych rozmyślań doszedłem do wniosku, że zemsta kosztuje dużo zaangażowania, zbyt dużo jak na pięć dych. Zrezygnowałem. Uspokoiłem się. Przestałem myśleć o tym. Pozostał tylko niesmak w ustach – i na duszy. I potworny ból głowy.

27.07.2010 (wieczór)

Jestem na miejscu. Przetransportowany przez jedną z biało-żółto-brązowych trumienek, które odchodzą nie z dworca, lecz z Dawida (tak tu mówią).

Wynająłem mieszkanie w samym rynku. Nie było z tym dużego problemu – większość mieszkań i lokali użytkowych w okolicach centrum jest pustych.

 

PODZIEL SIĘ