Scenografia się zgadzała. Nancy Sinatra, ledowe światełka, ciepła temperatura żarówek, dres. Odpuściła porządek, odpuszczała często siebie, będąc w służbie dla niej, ale to teraz było przecież dla nich obu, Nancy Sinatra, ledowe światełka, święta w pełni, a nie w pustce. Wtedy, gdy zostały tylko we dwie, nagle było tyle do udźwignięcia, że nie wie, jak to niosła. Nie sama, ale sama uniosła. Teraz śpiewały, tańczyły, a lekkość delikatnym ściegiem wkradała się w ich codzienność.
W ciele zostało jednak wiele. Niedawno zrobiła sobie prezent i poszła zrzucić z siebie kamienie. Płakała twarzą do materaca, gdy kobieta nad nią, wbijając w nią łokcie, zamieniała twarde w miękkie. Nie wszystko się udało, ale wiele. Pod mocno zaciśniętymi powiekami widziała kręcący się lej betoniarki, a w środku nie przelewała się szara, kisielowata masa, ale gruz.
Teraz stały obie nad miską, miały miękkie ramiona, uniesione kąciki ust, szczęśliwe i ciekawe nadchodzącego oczy. Mąka, kakao, cynamon, przyprawa, soda, miód, masło, mleko. Pozwoliła jej nawet rozbić jajko. Odpuściła porządek. Pozwoliła oblizywać dłonie. Odpuściła wiele. Umyły ręce, uformowały kulę, wspólnie wałkowały ciasto. Wszystko się zgadzało.
– Nie, trochę cieniej. – zatrzymała rączkę, która chciała już.
– O tak – musiała się przepychać przez jej dłonie, żeby było tak jak powinno, a kiedy było, to dziecko chwyciło małą gwiazdkę i zaczęło dziabać nią po cieście w przypadkowych miejscach, zostawiając rysy na gładkiej, matowej powierzchni.
– Tak – chwyciła jej dłoń i mocno na nią nacisnęła, powodując, że forma wykroiła kształt w cieście. – Tak, trzeba mocno. Mocno.
Odpuściła wiele, mogłaby znacznie więcej. Ale ona też przecież chciała coś z tego mieć, więc czuwała nad poprawnością kształtów, ilością mąki, dozowała wolność na szczypty. Jej mama piekła ciasto w każdą sobotę. W każdą sobotę była sałatka jarzynowa z majonezem. W każda sobotę czekały na nich dwie kasety video. Jedna z filmem dla wszystkich, dziecięce postacie, jakiś pies. Drugi film był często niezrozumiały, jakieś niebo nad berlinem, splątane postacie, na które nie mogła przestać patrzeć.
– Mocniej musisz dociskać – jeszcze o tym nie wiedziała, ale ten moment zaczynał już tylko stać obok radości. Dziewczynka zorientowała się pierwsza. Nie chciała więcej, poszła, właściwie uciekła, więc ona sama włożyła blaszkę i zawołała małą dopiero, gdy ciastka były upieczone.
Dom miał mieć zapach ciasta, wiedziała od zawsze, ale jak zostały we dwie, to przestał tak pachnieć, a scenografię szczęśliwego życia trzeba było budować od nowa. Teraz znowu wszystko się zgadzało. Nancy Sinatra, ledowe światełka, ciepła temperatura żarówek, zgrabny dres. Dziewczynka była zachwycona. Tyle ciastek! Przecież każde mogło smakować inaczej, mogła wpłynąć na kształt każdego z nich, każde było sobą wśród innych, taka mnogość, każde chciała dla siebie!
– Daj!
– Nie tak to nie działa, żebyś wszystkie obgryzła. Chcę, żeby były całe.
Przełożyła blaszkę na wyższy blat, przełożyła ciastka do puszki, odłożyła puszkę na lodówkę.
– Zjedz te, które masz a potem dostaniesz następne.
– Nie, są moje! – dostrzegła gniew i poczucie niesprawiedliwości w jej oczach. Ściągnęła puszkę z lodówki, otworzyła ją ponownie. Nie wiedziała, co jest czyje. Czy miała coś tylko swojego?
– Ok, weź sobie kilka i zjedz do końca, a jak zjesz, dostaniesz następne.
Kiedy to się stało? Kiedy i kto ją obrabował z dzieciństwa. Z odgryzania po jednym rogu gwiazdy. Z przyglądania się z zaciekawieniem, jak spadają rzeczy ze stołu. Jak pan z dmuchawą przesuwa liście. Z odczuwania w pełnej skali? Ze ściągania majtek przy innych. Z bycia wolną. Z bycia.
Koleżanka niedawno opowiedziała jej o swojej babci, która jak wręczała komuś bombonierkę, to zawsze brakowało w niej jednej czekoladki. Można.
W pokoju, na małym stoliku, dziewczynka poukładała obgryzione ciastka. Miała dwa i pół roku, akurat wystarczająco, by wiedzieć czego się chce. Chciała więcej.
– Daj!
– Nie, chciałabym, żeby dziadek i babcia dostali całe ciastka, a nie obgryzione, przykro mi. – Czy rzeczywiście tego chciała? Kto tego chciał? Czy chciała dać, czy chciała coś pokazać? Często nie wiedziała.
Dziewczynka zatrzasnęła jej drzwi, krzycząc.
– Jesteś zła!
Jak to pogodzić? Moje, twoje. Co było jej? Myślała, że odpuściła wiele. Scenografia się zgadzała, a jednak, jedna osoba płakała pod drzwiami, a druga złościła się po drugiej stronie. Kto był kim?
Jak zostały we dwie, musiała objąć równocześnie to co lekkie i ciężkie. Męskie połączyć z żeńskim. Zamienić suche w mokre, opór i napór w lekki bieg, miękkie w twarde i odwrotnie. Inaczej dom się wykolejał, ściany waliły, bezradność dudniła po ciele, odbierając energię. Na przykład taka cyrkowa figura: sanki w jednej, plecak z zakupami i 17 kilo małej osoby w drugiej. Mamo, na barana! Raz, dwa, trzy, gdy jedno szło w górę, to drugie w dół. Fizycznie czuła rozpacz mięśni dna miednicy, popuszczanie w truchcie do tramwaju.
Gdy zostały we dwie, tyle trzeba było unieść, uginała się, tyle tego było. Potem co drugi weekend uginała się pod pustką. Ta też ważyła. Puste dłonie, niezagospodarowane myśli, puste krzesło, czas. Potem te dwa osobne nurty jakoś się zbiegły, z pustego w pełne, z przepełnionego w puste i stworzyły cyrkową figurę balansującej na swoim życiu kobiety z brodą. Można.
Dziewczynka wyszła z pokoju. Ona dalej siedziała na podłodze, już nie płakała, ale wiedziała na pewno, że też chce coś dla siebie. Tylko dla siebie. Dziewczynka miała w dłoni białego plastikowego konika, podeszła do niej i podniosła go na wysokość jej twarzy. Zamknęła oczy, czuła drżenie mięśni wokół oczu, a konik pocałował ją w powieki.
.
.
Jaga Słowińska – Mieszka i pracuje we Wrocławiu, gdzie ukończyła z wyróżnieniem studia na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych.
Zajmuje się zawodowo ilustracją, literaturą, grafiką i rysunkiem zawodowym. Ilustrowała dla magazynów Świerszczyk, Kukbuk, Szosa, Przekrój i inne oraz pracowała dla takich marek jak Wedel, Kinder, Samiboo. Zilustrowane przez nią książki otrzymały w 2018 nominację do Nagrody Żółtej Ciżemki (’”Smacznego, proszę wilka!” Wydawnictwo Tashka) oraz w 2016 nominację do nagrody Dobre Strony na Wrocławskich Targach Dobrych Książek ( „Bajka o rozczarowanym rumaku Romualdzie”, Wydawnictwo Tashka).
W 2021 roku zadebiutowała powieścią Czarnolas wydaną przez Wydawnictwo Korporacja Ha!Art. Książka uzyskała nominację do Nagrody Conrada.
W 2022 została stypendystką Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie sztuk wizualnych.